100/XX. Antologia, Czarne 2014. Notatki z pierwszego tomu (3)

Spisu treści ciąg dalszy:

Wańkowicz. Zagadka retoryczna: czym się różni ten tekst od o Nowej to Hucie piosenka?

Słonimski. Nigdy nie miałem zapału do zwiedzania muzeów i gdy przeczytałem, że w Hiszpanii w czasie rewolucji spalono parę obiektów do oglądania, miałem lekkie uczucie ulgi (s. 424).

Cat-Mackiewicz. Przedziwna przenikliwość zwłaszcza w porównaniu z legendarnym reportażem Słonimskiego (tym powyżej). Niezmienność rewolucyjnych zwyczajów: prawie te same zdania, co u Cata-Mackiewicza odnośnie ZSRR, zapisze potem Liao Yiwu o chińskiej rewolucji1.

Sobański.

Goetela wyobrażam sobie jako dystyngowanego dżentelmena w typie Phileasa Fogga, który z pewną rezerwą spogląda na egzotyczną okolicę Allahabadu i na pięćdziesięciolatka mówiącego do niego Master! Jedyne co mnie dziwi to to, że ów dżentelmen, zamiast pałania anglofilią, nie lubi Anglików.

Rewelacyjna, surowa relacja Pruszyńskiego z Madrytu mogłaby dziać się wszędzie. Być korespondencją z Warszawy, Sarajewa, nawet Doniecka. Płonące miasto to wcale nie rzadki krajobraz europejski, tudzież książęce pałace obracane w popiół i nieznośny smród psującego się ciała. Wojna Pruszyńskiego nie jest piękna, jest prawdziwa. Pomyślmy, gdyby u nas w swoim czasie opuściły stolicę wszystkie władze, politycy, cały znany, pierwszoplanowy świat? Jak by wyglądała, bądź co bądź obrona? (s. 480) W trzydziestym szóstym trzydziesty dziewiąty wciąż był w Polsce niewyobrażalny.

Mitzner czyli o nauce czytania między wierszami.

Gil.

Zapisy Opoczyńskiego z archiwum Ringelbluma opisują instynkt, który w momencie krańcowego upodlenia, staje się ważniejszy niż człowieczeństwo. Temat bardzo bolesny: chęć przeżycia kosztem innych, temat tabu: wszystkie ofiary Zagłady widzimy w ten sam sposób, nie różnicując ich czynów na dobre i złe. Opoczyński pokazuje nieludzkość grożącą nie od zewnątrz, ale od samego środka, dlatego tak przeraża.

Nigdy nie pasjonowała mnie ani literatura marynistyczna ani lotnicza, więc Leny-Kisielewski i jego niezrozumiały żargon pilotów także nie. Wierzyński za to bardzo.

Mackiewicz o byciu świadkiem Zagłady: Latem nie mogliśmy jadać na werandzie, gdy w Ponarach zaczynała się strzelanina. Nie przez poszanowanie dla cudzej śmierci, a tak, po prostu, kartofle z mlekiem nie chciały jakoś przełazić do gardła (s. 560).

Pietrzak.

Teksty Osmańczyka i Melcer pokazują jak można pisząc nie opisywać dramatu, ba, nie widzieć dramatu, tylko to, co każą zobaczyć. Zastanawiam się nad tym, czy powstały jakieś współczujące opowieści o tym, co nazwano potem „Wielką trwogą” (a w wypadku niemieckim: „Niemiecką jesienią”)? Zastanawiam się nad odpowiedzialnością za słowo: Przedtem w starostwie przeprowadzą narodowościowy kataster, oddzielając ludzi polskiej krwi od przybyszów z Prus, Bawarii i Westfalii, których usunie się bezpowrotnie – cieszy się E.O. Nie stać mnie na pobłażanie czy choćby współczucie dla ich widocznej nędzy, dla nędzy ich dzieci – dodaje W.M. Tak łatwo, nawet w tekście, z ofiary stać się katem.

Z Jantą-Połczyńskim są dwie możliwości: a) albo Polska Ludowa nie wyglądała tak źle jak się ją przedstawia dzisiaj (tzn. jednak odbudowywano i budowano, a nawet uczono analfabetów), zresztą w kontraście do dwudziestolecia; b) albo autor jest przedstawicielem szkoły reportażu fantastycznego, który na faktach buduje literacką fabułę (czyli czegoś, czego istnieniu wszyscy zaprzeczają a jednocześnie wszyscy wiedzą, że istnieje).

Krajewski, Ostromęcki.

W konkursie pisarek Dąbrowska nokautuje Nałkowską. Może czas by autor bloga przestał zajmować się Jarosławem a zaczął czytać (jak mawiał rzeczony Jarosław) Maryjkę?

Ros.

Kapuściński. Nie, nie sprawdziłem z absolutną pewnością, czy dokładnie tak właśnie wyglądają, czy nie ma w tym jakiejś nieścisłości (s. 689).

Godek. Lista skrótowców w tym nudnawym elaboracie: PKWN, PPRN, NOT, TWP, PSS, PKP, TPPR, PZGS, POP, ZMP.

Gdzieś na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych zaczyna się współczesność. Odkrywam ją po bliskości języka, po tym, że narracja przestała trącić myszką. Właściwie te obrazki z tamtej Polski można by obejrzeć też dzisiaj. (Wyjątki potwierdzają regułę).

Urban. To niewątpliwe świństwo (s. 718), tudzież pogardliwy stosunek do bohaterów. Niemniej tekst się połyka raz, dwa.

Brandys. Tak jak nie lubię historycznych narracji, tak tutaj chętnie bym czytał dalej.

Kwiatkowski. Wyjątek. Autor poszukuje spekulanta w Nowym Targu. Tekst, który mijamy!

Rolicki. O chorobie polskiej pracy, której nie da się wyjaśnić socjalizmem albo kapitalizmem, można jedynie charakterem narodowym. Zastanawiam się, czym się różni praca urzędnika dzisiaj od pracy budowlańca z tekstu Rolickiego: oni przynajmniej mieli jakiś cel – wybudowanie domu, jakiś majster podejmował decyzje (w każdym wpisie skręcam do urzędu).

Kozicki. Po pięćdziesięciu latach biadolimy nad tym samym. Większość nie chce czytać książek, chodzić do kina i słuchać filharmoników, większość chce radia eski, programów rodem z zamtuza w komercyjnych telewizjach i he, he, he nieco rechotu. Szeroko rozpowszechniony kompleks prowincji uczynił krajowy rynek kulturalny podatnym na każdą tandetę (s. 790): to przecież diagnoza kultury polskiej w Roku Pańskim 2014.

Strońska. To ziemia lubelska. Nie jesteśmy w krajobrazie zmodernizowanym przez industrializację (s. 798). Piękna opowieść, bo bliska. Potrafię sobie wyobrazić okolice miasta R. z mojego dzieciństwa2.

Rowiński. Ciąg dalszy Rolickiego o chorobie polskiej pracy.

Hołda uświadamia jak wyrafinowana forma, w tak zwanej literaturze faktu, uniemożliwia odszyfrowanie tekstu, bo wspomniana awangardowa forma akurat się zestarzała. Ale odszyfrowuję zdanie, które brzmi niepokojąco, lata przez Grossem i Jedwabnem: Pomnik nie za jakiś patriotyzm, tylko za wzajemne powydawanie się hitlerowcom rozmaitych wyjątkowych mieszkańców, którzy skargi na siebie słali zaadresowane do okupanta (s. 841).

gomeljpg_400x400

Górnickiego relacja z Armageddonu dziejącego się w cywilizacji technicznej ciekawa nawet dla nas, przyzwyczajonych do różnych kinowych wersji końca świata. Brakowało mi tylko zdjęcia, ale już je znalazłem (powyżej). Teraz zacznę szukać oprawionego rocznika „Dookoła świata”, które kiedyś leżało na szafie w R. i miało w sobie mnóstwo reportaży.

(Właściwie to, co robię jest dosyć zabawne. Wypisuję, co przeczytałem jak w dzienniczku lektur, obowiązkowym w drugiej i trzeciej klasie podstawówki. Właściwie w jakim celu? Przecież i tak zapomnę, no chyba, że nagle trafi się coś wielkiego. Może udowadniam sobie, że przeczytałem i na emeryturze, gdy będę się wahał: tak czy nie, zobaczę: odhaczone.)

_____

1 O tych zdaniach, recenzując „Prowadzących umarłych”, pisałem tutaj.
2 Dopisane: Faktycznie okazuje się, że wnuk doktora F., wspomnianego w reportażu, ma związki z moją rodziną z R.

(źródło: NEW YORK CITY BLACKOUT, 1965 Photo (c) Bob Gomel for Life, republished in 2001 in Fortune‚s 9/11 Issue za: www.davidfriend.net)

Dodaj komentarz