Dopadły mnie wątpliwości. Liczne. Bo jeśli wszystko to, co napisał autor jest prawdą, to mamy do czynienia z jednym z najefektowniejszych reportaży śledczych. Polak udający antropologa trafia do zamkniętej społeczności i drąży. W którym momencie zostaje zdemaskowany? Czemu, choć na początku pisze w pierwszej osobie, później przechodzi na narrację z bocznej perspektywy?
Bo literacko jest świetny. Tak bardzo dobrze napisany, że podświadomie doszukuję się w jego tekście fikcji: dobierania bohaterów, opisów i relacji do klucza, jakim jest gładkość i spójność fabuły.
Przychodzi z zewnątrz. Stara się pisać obiektywnie, ale czy nie ufa zbytnio swojej europejskości? Przypomina się Bronisław Malinowski w dziennikach opisujący z pogardą tubylców. Łapię się na tym, że to nie zaginione w Polinezji plemię, ale dziwna społeczność wyrosła z buntu na brytyjskim statku. Czy wszędzie istnieje taka sama moralność?
Pitcairn wydaje się nie do pojęcia (tak uważa też Wasilewski), ale przecież my sami, na stałym lądzie, wymyśliliśmy dzieciństwo całkiem niedawno. Wciąż trwamy w rozdarciu między jego seksualizacją (poprzez kulturę masową) a aseksualizacją.
Dlaczego tak dobrze się czyta? Bo Wasilewski tworzy antytezę dla „Tajemniczej wyspy” i dla „Błękitnej laguny” (choć w tym ostatnim filmie Brooke Shields też nieletnia). Sprawdziłem w bibliografii zamieszczonej na końcu: a więc wyczułem Zimbardo w tej narracji (jeszcze bardziej przemówiło to za tezą o dobieraniu do klucza.)

2 Comments