Lista filmów pozostałych

(źródło: flickr.com (c) Okinawa Soba)

(poza kinem)

„Broken Flowers” jest filmem, dla którego chce się jechać do Ameryki. Cały sposób filmowania, cała narracja o amerykańskiej prownicji, cała świetna introwertyczna rola Billa Murraya wołają, aby pisać do US Embassy. Opowiastki o przeszłości i o tym, co nam z niej dzisiaj pozostało ulubionymi są fabułami dla autora bloga. Tu opowieść poprowadzona jest z wirtuozerią od pierwszej sceny. Każde spotkanie jest jakimś innym fragmentem amerykańskiej rzeczywistości, chociaż widzom w pamięci zapada najbardziej pierwsza wizyta, tudzież Lolita.(3,5/4,5)

„The Ring” Po obejrzeniu zacząłem szukać wyspy Oshima i stare etnograficzne zdjęcia w internecie pokazały mi długowłose (po-kolana-włose) dziewczynki. Dreszcz przez to jeszcze przyjemniejszy, że historia się uprawdopodobnia. Horror, ale akcja nie toczy się wartko, jest teatralna, pełna powagi ujęć jak w japońskim kinie serio. Aktorzy grają całym sobą, każda poza ma znaczenie. Konwencja, ale konwencja, która urzeka swoją japońskością. I ma ten film to coś: wzbudza pierwotny, drzemiący w nas lęk, ograbia z bezpieczeństwa. Bo przecież włączający się nocą telewizor i w nim jakiś tajemniczy film to jeden z moich – od dzieciństwa pielęgnowanych – strachów. Dobrze, że nie mamy telewizora i format VHS wyszedł z użycia.  (4,0/4,0)

„Skrzat” Odkąd pamiętam Jo. zachwycała się tym filmem, wymieniając go wśród największych osiągnięć czeskiej kinematografii. Nie, stanowczo nie. Jest to z pewnością odważny formalny eksperyment, ale raczej nie do oglądania. Można parę minut przejrzeć na jutjubie, ale żeby całość zmęczyć wieczorem, to chyba tylko dzięki robionej przez Jo. reklamie. Inaczej się nie da. (1,5/1,5)

„Poważny Człowiek” A. mówi, że gdyby wierzyć w spiski, to oscar (tu pewno się powinno postawić znak zastrzeżony) dla tego czegoś jest jawnym egzemplum działania wiadomo jakich lobby. Innego uzasadnienia nagród rzeczywiście nie widać. Dupowaty bohater porównywany jest w recenzjach do współczesnego Hioba, ale to porównanie może paść chyba tylko z ust osoby nieznającej losów biblijnej postaci (czyli bez wykształcenia rabinicznego jak większość bohaterów). Dupowaty bohater traci wszystko, bo jest dupowaty. Nudna całość okraszona jest obrazkami z życia codziennego amerykańskich ortodoksów, równie fałszywego jak życie prawdziwych katolików. Po tym śpi się głęboko, dobrze. (2,0/2,5)

„Inwazja Barbarzyńców” Planowałem nawet oddzielny wpis poświęcony proroczemu filmowi. Barbarzyńcy, którzy się zbliżali, obecnie najechali nasze miasta i przysiółki. Nie czytają, nie myślą, nie zastanawiają się, rzucają sloganami i nie rozumieją nic. Na przykład nie potrafią zrozumieć gorzkiego sarkazmu, jaki zawiera ta opowieść o umieraniu. Ze wszystkich -izmów, uniknęliśmy tylko kretynizmu. Nasza epoka nie boi się o inne -izmy, nasza kretynizm już wybrała. Wcale nie jest tak, że film krytykuje chrześcijańskie wartości. Nie, on dzieje się w czasie, kiedy nad tymi wartościami już nikt się nie zastanawia: święci czekają w piwnicach na antykwariusza. Z pełnych biblioteczek głównego bohatera też już nikt nie skorzysta. (Oczywiście jest to też opowieść o państwowej służbie zdrowia w Quebecu, która bliźniaczo podobna do służby zdrowia w Polsce: wyborne fragmenty z łapówkami i ze związkami zawodowymi). „Inwazja Barbarzyńców” mówi o śmierci a nastraja do życia, pełna jest wiary w drugiego człowieka, że to on się najbardziej liczy. Piszcie, co chcecie, ale to lewicowa wiara. (3,0/4,0)

„Pozwól mi wejść” Podróż pewnego roku do Sztokholmu obejmowała właśnie takie osiedla ze stacjami Tunnelbany w śniegu. Tutaj filmowane z niezwykłym wyczuciem, jakby autor zdjęć lubował się w modernizmie. A. wytrzymała szwedzkie krajobrazy miejskie, ale nie mogła znieść podrzynania gardła i spuszczania krwi lejkiem do plastikowego kanisterka. Wbrew pozorom to też film o dzieciństwie, o pierwszej miłości, ale mało w nim ckliwości, a więcej posoki. Rozłożyliśmy wobec tego oglądanie na dwa wieczory. Warto było, bo końcówka wyborna. Co nie zmienia faktu, że z punktu widzenia kryminalnego, fabuła nijak nie trzymała się kupy. Gdzie się podziali ci wszyscy skandynawscy detektywi? (2,5/4,0)

Dodaj komentarz