Tomáš Halík, Hurra, nie jestem Bogiem!, Agora 2013

Z księdza Halika najchętniej przepisałbym całe strony, bo to mądry ksiądz. Zresztą, na lekcjach religii czytać ten zbiorek byłoby rzeczą dużo wartościowszą niż po raz kolejny słuchać, że „wielkim papieżem był”. Ale kto by miał odwagę prowadzić takie zajęcia?

I mówić na przykład, że wiara i wątpliwość są jak dwie siostry a bez wątpliwości wiara staje się martwa. Albo też to, że prawdziwy podział przebiega nie między wiarą a niewiarą, ale między zadawaniem pytań i zupełną obojętnością. (Wystarczy zresztą porównać jak wiele wnosi myślący ateizm, ten który nie wierzy w milczącego Boga a jak niewiele powtarzanie antyklerykalnych sloganów i obelg na forach internetowych, tudzież sprowadzanie wiary do nowenn, litanii i cudownych medalików).

O tym, że religia jako system, ten, który znamy w nowożytności, zanika. Nie kończy się wiara, nadzieja, miłość, nie kończy się modlitwa, kazanie, ale jesteśmy świadkami wygasania jednej formy chrześcijaństwa i oczekujemy znaków formy nowej. Halik znowu pyta nas o to, o czym nie chcą myśleć biskupi: stare bukłaki nie nadają się do nowego wina.

Więcej, mówi Halik o czymś, co zagnieździło się w polskim Kościele i sprawia, że wciąż czuje się on Kościołem triumfującym: przeszkadza mi owa bezwstydna łatwość, z jaką ludziom tym płyną z ust do megafonów wielkie słowa naszej wiary (…) Słysząc jeszcze dzisiaj napuszony triumfalistyczny ton, brzmiący czasem w wypowiedziach niektórych chrześcijan, nie mogę pozbyć się podejrzeń, że przekrzykują oni niezaakceptowany strach przed samotnością. Czy to nie ten ton, który brzmi u Michalików, Hoserów czy też właścicieli stacji radiowych? Ton posiadaczy jedynej prawdy, którzy Boga malują na swoje własne podobieństwo.

(Zawsze kiedy czytam Halika, nabieram ochoty, by pisać tyrady contra episcopos, więc lepiej w tym miejscu pisanie o Haliku zakończę.)

Dodaj komentarz