Cały dzień oglądania komina. W księgarni z internetem, u Chińczyka z internetem, w tramwaju z internetem, ciągle komin. Kiedy wreszcie znaleźliśmy się w teatrze, wybrali.
Całe szczęście można rzeczywistość transmitować esemesem, więc w pierwszym akcie – o dzięki Ci, R! – akcja sceniczna niewiele mnie obchodziła.
Potem do domu tramwajem z Ochoty z ochotą, żeby ten komin.
Franciszek: dużo (za dużo?) nadziei w jednym imieniu.
