Osiemnasty: Garwolin wciąż istnieje. Sprawdziłem zjeżdżając z obwodnicy.
Dziewiętnasty: woda „Borjomi” w słońcu tryska bąbelkami jak zdroje w herbach uzdrowisk (uwaga A.).
Dwudziesty: fontanna tryska, niebieska, w słońcu odsłania (nad tartą zabawy ze słowami).
Dwudziesty pierwszy (rano): postępujące zamieranie komórek mózgowych na poddaszu jest faktem. Zamiast więc pisać o zbydlęceniu moralnym urzędników należałoby się zastanowić nad ich umysłową degrengoladą w Ministerstwie Zdziecinnienia Narodowego.
Dwudziesty pierwszy (wieczorem): Niebieska kartka. Podpisana po angielsku „puffin” (ach, jakie przyjemne skojarzenie z mufinkami), po polsku „maskonur”. Słowa odsłaniają stosunek do danego zwierzęcia w danym języku.
Dwudziesty drugi (rano): przychodnia sprawia mi przyjemność jazzem w słuchawce. Oby się konsultant nie zgłosił.
Dwudziesty drugi (wieczorem): nie Reisefieber, podniecenie podróżne, połączenie wyczekiwania i oczekiwań (Great Expectations). Niepokojące, bo łączy się równie łatwo ze skłonnością do oczarowań, jak i do rozczarowań.
Dwudziesty trzeci: żeberka na słodko w sezamie. Poza wybornym smakiem, w „Co Tu” zmieniło się prawie wszystko. Na sąsiednim stoliku ktoś rozłożył tablet.
Dwudziesty czwarty (rano): spoglądam znad espresso. Bruegel na przystanku: niewidomy wiedzie niewidomego do niewidocznego autobusu.
Dwudziesty czwarty (wieczorem): Czarny kot przebiegł mi metro i rzeczywiście zepsute ruchome schody.
Dwudziesty piąty: piąta. Wiatr przez balkon w nerki. Deszcz siąpi równo, o ziemię pod kątem dziewięćdziesięciu stopni.
Dwudziesty szósty: pewnych wakacji, jeszcze w podstawówce, autor bloga prowadził dziennik. Zapisywał tam brzydkim pismem wydarzenia. Po raz kolejny zanotował „nudzę się” i obiecał sobie, że gdy dorośnie nie będzie zapisywał takich słów. (Przypomniał to sobie, siedząc na miękkiej pufie w centrum handlowym).
Dwudziesty siódmy: „Każdego roku o tej porze podobne słabnięcie lata, pierwsze opadłe liście, wczesny zmierzch, chłodniejsze wieczory”. (Julia Hartwig, 20 sierpnia 2009 r.)
Dwudziesty ósmy: trochę światła na miasto nie da rady oszukać jesieni.
Dwudziesty dziewiąty: nowy budzik A. nie dał się wyłączyć, a więc nagły poranek. Ładnie pachnie.
Trzydziesty: „Znam starożytny sposób przeciwko wypadaniu włosów oraz na porost włosów. Włosy będą gęste i zdrowe. Ofert towarzyskich proszę nie składać” (wróżka z Pl. Wilsona).
Trzydziesty pierwszy (rano): z przeżyć traumatycznych autora bloga – pójść przed podróżą do sklepu z odzieżą.
Trzydziesty pierwszy (wieczorem): u św. Józefa księży masa. Jutro wrzesień. Wojna idzie. Zje nas złe.
