Dzień przed ślubem Jo. Artur Rojek odszedł z „Myslovitz”. Akurat znalazłem internet pod granicą polsko-ukraińsko-białoruską i taka wiadomość dnia. Mogliśmy równie dobrze całe studia i całe bycie z A. słuchać „Strachów na Lachy” albo „Heya”, ale trafiło akurat na „Myslovitz”. Melodia do pierwszych randek, zakuwania przed kolokwium z teorii stosunków międzynarodowych (ja) albo ekonometrii (A.), do patrzenia w sufit mojego pokoju na Służewcu i czekanie na telefon od. Potem wzięliśmy ślub, oboje zamieszkaliśmy w Wa. i wyłączyliśmy „Myslovitz”. Akurat w taki dzień przed ślubem Jo. Artur Rojek z niego odszedł.
(Powyższe służy wyjaśnieniu dlaczego dzisiaj znaleźliśmy się na imprezie masowej, gdzie – bez Artura Rojka – występowało „Myslovitz”.
A przedtem jeszcze byliśmy na książkach. I ledwo, ledwo się powstrzymałem od kupienia trylogii Rymkiewicza, bo – co sądzę, to sądzę – ale talentu nigdy bym mu nie odmówił a o „Wieszaniu” jako o najlepszym wykładzie filozofii politycznej IV Republiki już pisałem. Rymkiewicza nie kupiłem, ale „Japońską kulturę kulinarną” – owszem.)