(W sobotę w multipleksie pogłoski o śmierci kina okazują się być grubo przesadzone. Ach, jak radośnie pryska popcorn!)
Carl Gustav Jung rozmawiający po angielsku z Zygmuntem Freudem to najlepsze podsumowanie filmu*.
Niebezpieczna metoda torturowania widza.
Najbardziej podobały mi się kostiumy a wzruszyły – napisy końcowe.
(Muszę spytać Czytelnika i jego Żonę napotkanych w kinie – coś udanego było w tym seansie – czy to aby na pewno ten film, o którym peany pieją w prasie.)
(1,5/1,5)
*Oczywiście Salieri z Mozartem też rozmawiali po angielsku, ale w ogólnym zachwycie taki szczegół nie grał różnicy.
