Kiedy wszedłem do kruchty, oni już dawno poszli. Odeszli zostawiając jakichś ludzi w samochodach i mnie z espresso w lewej i ze Stasiukiem w prawej.
Znów tak pójść, zostawić miasto. Patrzeć na ulice zupełnie inaczej. Oddychać: zapach świtu, zapach południa, zapach nocy. Myślałem, że jeszcze spotkam. Ale oni odeszli.
Może brak mi już wiary, żeby po prostu iść.