Bezustannie mnie wzruszają. Czy to z powodu wieku? Czy tak samo czytałbym opowieści osób młodych?
„Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” przypominała mi widok przez celownik czołgu w „Libanie”. Wojna jako obraz nieheroiczny, tylko taki zwyczajny, ludzki, ba mięsny.
Obowiązująca narracja o wojnie jest narracją męską. Kobiety walczą, ale nie mają prawa o tym opowiadać. Kobiety wracają z wojny, ale to mężczyźni w niej zwyciężyli. (Po wojnie kobieta na wojnie staje się dziwactwem.)
Sam się zastanawiam: ten kobiecy entuzjazm do walki przypomina nasze uniesienia powstaniowe.
Wielka Wojna Ojczyźniana. Dla politycznych gówniarzy, tych co zamalowują pomniki i krzyczą o Putinie, wojenne wyznania radzieckich kobiet pozostaną bajką nie do zrozumienia. (Ich narracja opracowana przez ipeen tylko o naszych herosach, co giną z uśmiechem za wolność naszą i waszą, a nie o jakichś tam ruskich babach).