(Jan Szyszko, PiS)
Sześć lat temu byliśmy pewni. Patos wprawdzie mieszał się z etosem, ale to subito
zupełnie szczere, z serca. Jednak sześć lat: wiara wtłoczona w
procedury, procedury wtłoczone w telewizję. Nawet radość dzisiaj jakaś
sztuczna, o sześć lat spóźniona.
Co zrobiliśmy z Janem Pawłem II? Co się stało z Kościołem, zwłaszcza tym nadwiślańskim, przez minione sześć lat?
Papież jest wielki. Zdanie-kłódka, zdanie-wytrych. Ucina każdą próbę sporu (ileż można spierać się o przepis na kremówki?) Uzasadnia przesadę, wszelką grafomanię i wyznania ocierające się o bałwochwalstwo (z litanii: Pasterzu prowadzący owczarnię do nieba, Zjednoczony z Chrystusem, Mistrzu wzywający do wypłynięcia na głębię).
Papież jest wielki, bo jest Polakiem. Każdy gimnazjalista wie, że pozostał patriotą. Największy z rodu Polaków, a więc możemy nim kneblować i bronić lasów państwowych. W skali narodowej megalomanii między Małyszem a Chrystusem Królem.
Papież jest produktem. Nasz jest, choć made in China. Papieski pociąg na plac papieski koło papieskiego muzeum, papieskiego portretu i papieskiej rzeźby. Papież na miarę naszych infantylnych potrzeb.
Taki papież jak powyżej powoduje, że antypapież. Ile można bezmyślnie powtarzać banały, recytować, że wielki i że Polak?
Bo inny jest papież Cracovii a inny papież Wisły, inny mój a inny tych z namiotu na Krakowskim. Papieży mamy na swój obraz i podobieństwo, każdy własnego. Już nam wcale niepotrzebny ten naprawdę, święty.
