(Opinia moja jest kontrowersyjna. Z A. jej nie dzielę, ba, od kina do ratusza Bielan zażarcie się o film spieraliśmy.)
Moim zdaniem, jest to bardzo konserwatywna krytyka feminizmu, a właściwie społeczeństwa pofeministycznego. Główna bohaterka, trzydziestosześciolatka, właśnie „odessała embriona” (cytat z filmu), jak wyznaje mężowi, i wiedzie szczęśliwy (?) żywot osoby kompletnie nieodpowiedzialnej za swoje życie i niepotrafiącej podjąć żadnej decyzji. (Dopowiadam, a A. protestuje, że wynika to z zaniku tradycyjnych ról społecznych, z wolności w świecie pozbawionym wartości). Morału w filmie nie ma (jeśli ktoś ma dosyć powyższego mojego moralizatorstwa).
(Przeszkadza tylko wątek tamtejszej Rospudy, która w warstwie dźwiękowej dominuje nad obrazem. A. mówi, z tym się akurat zgadzam, że dźwięki przypominają „Władcę Pierścieni”).
(3,0/4,0)