(sześćdziesiąty piąty ab urbe destructa*)
Sun Tzu znalazł się na plakacie typu chwalebnego (z obowiązkową kotwiczką) na jednej z głównych ulic Wa. Niestety, Sun Tzu brzmiał raczej tonem oskarżającym: „Jedynym słusznym posunięciem jest to, które oszczędza twoich ludzi. Tak właśnie służy się krajowi. Tak właśnie wzbogaca się państwo„. Pragmatyczny Chińczyk na plakacie uderzał celnie w duszę romantycznego Polaka, z jego powstaniami, kamieniami rzucanymi na szaniec i polityką historyczną. Mam nadzieję, że jakaś patriotyczna bojówka zerwała ten plakat jeszcze wczoraj przez siedemnastą.
Oskarżycielem posiłkowym w sprawie zniszczenia Wa mógłby być Miron B. ze swoim powstańczym pamiętnikiem, dołączonym do akt. Dlatego nieco mnie zdziwiło, że nawet ten pamiętnik opisujący tragedię ludności cywilnej Wa – w obliczu pięknego (mimo udawanego pragmatyzmu, w duszy jestem romantykiem) i zupełnie nieracjonalnego (dlatego uważam, że należy oddzielić bohaterstwo uczestników od odpowiedzialności dowódców za masakrę miasta) zrywu – został użyty w celach chwalebnych. Nie powiem, Stanisława Celińska śpiewała bardziej niż pięknie. Nie zmienia to faktu, że fetowana koncertem nietrafna decyzja o wybuchu powstania, doprowadziła dziesiątki tysięcy osób do śmierci a Wa do zagłady. Nikt z dowódców nie czytał wcześniej Sun Tzu.
*Z napisu na jednym z domów na Muranowie.
