Korzystając z pobytu w luksusowym domu seniora autor bloga oddał się kontemplacji. W bibliotece pamiętającej czasy słusznie minione, odnalazł poźółkły i zapomniany wolumin, już którego tytuł sugerował, że to poezja najczystsza. „Poeci robotnicy” – tom wydany w 1979 roku (red. J. Szczawiej, wyd. Książka i Wiedza) dotyczył czasów, w których tworzył ukochany mój ES, Miłosz (nie liczy się, bawił za granicą), Herbert, Różewicz: próżno szukać jednak wzajemnych wpływów, poezja poetów robotników odmienna pod każdym względem jest. Poeci robotnicy o nic niemówiących dziś imionach (ale o zachowanych w tomie życiorysach, tudzież zdjęciach) wychwalali budowę stacji centralnej pod moim oknem a swoje erotyki kierowali do twardego pilnika drążącego pordzewiałą szczelinę (czy jakoś podobnie, grunt, że metafora była mechaniczna).
(Autor bloga zaczytał się i zafascynował, z tego wszystkiego wysupłał dwadzieścia pięć złotych i po negocjacjach z panią recepcjonistką stał się nabywcą tegoż arcydzieła.)