Powinienem autora oskarżyć o plagiat. Trudno jednak oskarżać o plagiat własnych myśli, zwłaszcza, że ich chaos został harmonijnie opanowany tomistyczną dokładnością i dominikańską erudycją. W dniu, w którym odczytywałem w porannym autobusie ostatnie zdanie, ksiądz Węcławski ogłosił swoją apostazję. A ja miałem wrażenie, że książka, którą czytam rewolucyjna jest i – wpadłem w pułapkę – wszystko tak prosto wyjaśnia.
Nie zgadzam się z częścią tez teologicznych autora, natomiast jego diagnoza Kościoła, stanu duchownego i zakonnego, obowiązującego prawa, wreszcie kluczowego problemu hipokryzji to myśl fundamentalna. Zresztą milczenie i brak szerszej dyskusji nad „Wolnością, równością, katolicyzmem” jest niestety dowodem, na słuszność tez w niej zawartych.
Świeży powiew z tej książki napawa, mimo wszystko, optymizmem. Za fasadami hierarchii, konkordatów, barokowej tytulatury i gróźb potępienia, jest przecież żywy Nazarejczyk, którego przesłanie nie straciło nic na aktualności.
(T. Bartoś, Wolność, równość, katolicyzm, wyd. WAB, Warszawa 2007)