A przecież mogła mnie lawina.
A przecież kruki, wrony, wściekłe poezji kły.
A przecież sople spadają z dachu, meteoryty z nieba.
Na przekór: żyję.
(Zatopiłem się w myślach.
W głębokiej refleksji się unurzałem.
I nagle:
Odechciało mi się
cokolwiek tu pozostawiać.
Nawet w wersji zerojedynkowej.)