Wykład o zmarłych w mieście na literkę B

Zmarli bardzo nam przeszkadzają. Owszem, lubimy czasem te zabawne przebrania w szkieleciki i płonące dynie, ale tak naprawdę – to strasznie nas męczą… Wprowadzają pewien niepokój w nasze życie, jakby nie mogli umrzeć w sposób zaplanowany i uporządkowany. Zostawiają tu setki bezpotrzebnych bibelotów, szpargały poutykane w szufladach, listy, zdjęcia, medaliki ku czci jakiejś notredame. Gdyby nie specjalistyczne firmy, które sprzątają to potem – strasznie dużo zachodu byłoby ze zmarłymi. Całe szczęście, zostawiają nam mieszkania a cena nieruchomości w naszym mieście rośnie.

Kupujemy naszym zmarłym miejsce na pięć lat, bo po co na dłużej. Zaorze się potem, trawkę posadzi, od razu przyjemniej. Zmarłym i tak to niepotrzebne. A ta bieganina zabobonna z kwiatami w listopadowy poranek? Czysta strata czasu. Tylko tyle, że jest dzień wolny i można się wyspać po balu z dyniami (a ta śmierć wczoraj w nocy miała chyba kostium z poprzedniego roku).

Postawmy sprawę jasno: zmarłych nie ma. Kto wie może ich w ogóle nie było? My jesteśmy, jest nam dobrze. Póki my, żyjemy.

(Z powodu lęku przed śmiercią, mieszkańcy miasta na literkę B. wyparli się swoich zmarłych, ufając, że dzięki temu są dziś nieśmiertelni. Do łez mnie doprowadza ta ich naiwność.)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s