(kilka razy już mi umykało, co ostatnio przeczytałem, więc się Raymondem Queneau nie pochwaliłem i jego „Ćwiczeniami stylistycznymi”, którymi się lekko zawiodłem, acz wpisy o wróbelku z jego inspiracji, oczywiście stylistycznej, powstawały. A zawiodłem się chyba na tłumaczu, dobrym zresztą, bo silił się na naśladowanie stylów francuskich, miast choćby gwarę góralską lub żargon robociarski stosować. Potem zaczytywałem się w „Pokoleniu porno” – zbiorze współczesnych dramatów polskich. Ale to jest zresztą temat na oddzielny, być może nigdy nienapisany, wpis)
W ramach choroby przeczytałem „Codziennik” Daniela Passenta.
Dostałem go wraz z torbą cukierków wczoraj rano od pewnej Wyjątkowej Wróżki.
„Codziennik” pisany jest świetnym językiem, bardzo rozsądnie komentuje rzeczywistość ubiegłego roku i życie high society. A poza tym – to lubię w nim najbardziej – jest książką o przemijaniu, a właściwie o rozstawaniu się powolnym z tym, co było kiedyś. Jest wreszcie pamiętnikiem osoby silnie naznaczonej piętnem bycia ocalonym i wciąż szukającej śladów swego wuja-ojczyma.
(poza tym, polecam strony 296-298, ale o tym ciiiiiiiiiiii……….)

1 Comment