dziennik 110/25

Martin Watsfeldt, Podróż, 2025, źródło: facebook.com. Tak się czujemy, stojąc w szarówce ostatnich dni.

Podróż, 2025

Po świętach stałem się zupełnie analogowy. Jak wiecie jestem przyzwyczajony do katastrof telefonicznych, więc nagłe odejście telefonu – w dzień przed Wigilią kupiłem strasznie brzydkie etui i obiecałem sobie, że zmienię je zaraz po świętach – wstrząsnęło mną tylko nieznacznie. Nagły detoks od świata wirtualnego, od rozmów w języku klikanym, od obrazów i obrazków. Co się z nimi wszystkimi stało, jak zniknąłem po raz kolejny? Nie da się do mnie dodzwonić, to kolejny etap nieistnienia.

*

Dobrze zacząć ostatni tydzień roku od poranka, że się budzisz w ciemności i dzwoni budzik służbowego, bo tylko taki został, a ty drzemka i znowu pięć minut. Nie możesz wstać. Inna melodia. Tamten przecież wyzionął ducha. Obudziłeś mnie, zrywa się, jest siódma rano, wiem, idzie po kawę, ty nie idziesz. Trzaskasz drzwiami i w tę czeluść przystankową, gawronią wychodzisz nagle. Bez pożegnania.

*

W zazwyczaj pustym kerfie na Bemowie, tym, co to go mają wyburzyć, niezmierzone tłumy. Nerwowe, wiją się w kolejkach. Drapieżnie na panie w kasach podpatrują. Każą przeliczać rachunki, czipsy za drogie, przecież tu tylko gotówka mówiłam, mówi pani w samoobsługowej do dziadka, który nie usłyszał albo nie chciał usłyszeć, ale przynajmniej nie dyszkantem jak ta przy skanendgoł oburzona, że kolejka, a ona ma aplikację (spotkam ją później na dole jak składa skargę).

*

Nadchodzi śnieżyca, a ponieważ śnieg pada rzadko, niewiele osób mówi, patrz jak pięknie, jasno za oknem, chrobocze i sikorki na forsycjach jak kulki, raczej, co za apokalipsa albo jaki hardkor, jak powiedziała jedna pani skacząc po solonej Broniewskiego. Śniegu jest ze dwadzieścia centymetrów, obmacuje buty, jeszcze gładki i niewinny, bieluśki, kolędowy. Ciągnę sanki, chyba już za długo je ciągnę, dziesięć lat będzie, ale Dziecko szczęśliwe i ja szczęśliwy, bo śnieg. A jak dużo śniegu to przykrywa Polskę i jest znacznie przyjemniej.

*

Nowy telefon był tani. Dopiero po zakupie przeczytałem opinie: idealny dla seniora. Rzeczywiście rozdzielczość fotografii wskazywała na konieczność używania okularów, żeby dojrzeć wnunia.

Z nim byłem więc stary, starszy. Nie pomagały ucieczki w cudze fabuły zapisane w książkach lub podsunięte przez algorytmy. Sztuka też tylko chwilowo. Tudzież obce krajobrazy.

Teraz dodatkowo stałem się ascetyczny. Śnieżyca nie ustępowała. Dmuchałem baloniki. Kończył się dwudziesty piąty, czterdziesty piąty.

Przeżyliśmy go.

Dodaj komentarz