księgarnia 73/25

Annie Leibovitz, Joan Didion, 2011, zdjęcie użyte na okładkach wydań „Notatek dla Johna”

Joan Didion, Notatki dla Johna, tłum. Jowita Maksymowicz-Hamann, Relacja 2025

Z jednej strony pisanie Joan Didion bywa irytujące. Dawałem już upust swoim emocjom z nim związanym: elitaryzm, besserwisserstwo, spoglądanie z wysoka na prostaczków. Z drugiej – moja relacja z nią jest toksyczna: nie wyobrażam sobie już Kalifornii bez młodej Joan z mężem i blond córeczką urządzających przyjęcia z widokiem na Ocean, ani Manhattanu bez drobnej staruszki jak z sesji dla „Vanity Fair”, z której pochodzi okładkowa fotografia.

„Notatki dla Johna” są wyjątkowe – pośmiertne wydanie zapisków z psychoterapii – znalezionych w teczce koło jej biurka – budzi wielość emocji. Zważywszy na to jak starannie Didion budowała wizerunek życia i śmierci swoich bliskich, umożliwienie zajrzenia do jej nieprzeznaczonych do publikacji notatek, będących, w swojej istocie, częścią procesu terapeutycznego może być uznane za działanie nieetyczne. Ciągle tutaj grzebię w cudzych listach i dziennikach, trochę z potrzeby podglądania.

Gemma Nisbet w artykule opublikowanym w „The Conversation” zauważa: w wyłaniającym się [z „Notatek dla Johna”] portrecie Didion okazuje się ona zaskakująco bezbronna: widzimy jej słabości, lęki i wątpliwości – zwłaszcza jeśli chodzi o rodzicielstwo Quintany, adoptowanej w niemowlęctwie – o wiele bardziej bezpośrednio niż w poprzednich publikacjach.

Przyznam, że taka Didion staje się bliższa niż tamta z wieży z kości słoniowej.

Pod koniec roku trafia się więc lektura bardzo ważna. Wgląd w rozmowy Didion z doktorem MacKinnonem i zawarte w nich rozkładanie na części pierwsze jej relacji z własnymi rodzicami, z mężem i z córką, odczytuję bardzo osobiście. Odkrywam myśli, które są bliskie, pytania, których nie umiałem sformułować i odpowiedzi, które krążyły gdzieś nade mną.

To wszystko nie jest proste ani jednoznaczne. Kolejne spotkania pisarki z psychiatrą wcale nie przynoszą gotowych rozwiązań, sprawy gmatwają się, zresztą Quintana – na równoległej terapii -również nie należy do łatwych pacjentek. Ma się wrażenie, że rozmowy to ciągły powrót do początku i od początku. Niemniej słowa zostają wypowiedziane, odczuciom nadaje się nazwy.

„Notatki dla Johna” są zapisem wychodzenia przez Joan Didion z fabuły, w którą oblekła swoje życie, żeby je ułożyć w sposób, nad którym sprawuje całkowitą kontrolę. Zawsze czułam się wyobcowana – wspomina doktorowi: jako narratorka pozostawała bezpieczna. Teraz mówi nareszcie szczerze.

Dodaj komentarz