
Trzydzieści tysięcy książek rocznie. Wybrać z tego siedemdziesiąt. Ciągle ten lęk przed niedoczytaniem i nieodczytaniem, i pytanie po co czytać, skoro nie dosięgniemy, nie osiągniemy.
Pięćset pięćdziesięciu ośmiu czytelników/czek tej strony. Waha się, ale stabilnie, zapewne uwzględniając boty. Zapisywanie rozczarowania, rozczarowanie zapisywaniem. Algorytmy decydują. Dwadzieścia lat zaraz.
Jedno jest pewne: nic tu nie pisze sztuczna inteligencja (o nią główne tegoroczne burze).
Nie-fikcja
Tego roku byłem w nastroju zupełnie niereportażowym. Współczesność wyraźnie mierziła. Zanurzałem się więc w rewolucyjny Paryż albo w dzienniki pisarzy sprzed mojej ery.
Przywrócić światu Różę – powtarzałem jak referen rok temu. Biografia Róży Luksemburg autorstwa Weroniki Kostyrko (tutaj) była tak dobra, że stała się moim wzorcem biografii na kolejne miesiące. Choć inne też dobre: Boy, Kwaśniewski (tom pierwszy), Anna Iwaszkiewicz z domu Lilpop.
Zbiorową biografię przygotowała również Antonina Tosiek. W „Przepraszam za brzydkie pismo. Pamiętnikach wiejskich kobiet” (tutaj) widać ogrom pracy poświęconej, aby pozwolić wypowiedzieć się niesłuchanym i wymazanym. Ta książka wyrasta ponad bestsellerowe „Chłopki”, choć niestety nie zyskała takiej samej popularności.
Katja Hoyer w „Kraju za murem” (tutaj) opowiada o historii NRD, w taki sposób, że zmienia zupełnie stereotypowe myślenie o Ossich i paradoksalnej krainie na zachód od Odry.
Fikcja
Wiem, że „Opowieść dla przyjaciela” Poświatowskiej (tutaj) nie jest do końca fikcją, ale jest również czymś więcej niż autobiografią. Po latach jest to nadal tekst tak bardzo dzisiejszy, aktualny, zrozumiały.
Bohaterka „Królikarni” Tess Gunty (tutaj) nieco przypomina narratorkę Poświatowskiej. Tiffany-Blandine nie pasuje do otaczającej ją klaustrofobicznej rzeczywistości, a może to świat nie potrafi dopasować się do niej.
Kolejne tomy amerykańskich opowiadań (och, co za wspaniała seria!), kolejne przekłady Hemingway’a (w tym roku peregrynacja do Pampeluny).
Wynajduję wśród tegorocznych ulubionych jeszcze tomik bardzo warszawski. „Dźwięki ptaków” Arka Kowalika (tutaj), które uwiodły mnie podglądactwem.
Poezja
Poezji u mnie mało. Ulegam prozie, ale Wayne Miller (tutaj) przypomina fotografa małych rodzinnych powiastek na prowincji. Takich, jak bardzo lubię.
W tym roku mniej piszę o książkach, a więcej – o sobie.
