księgarnia 63/25

Z Galerii Sztuki Średniowiecznej Muzeum Narodowego w Warszawie, październik 2025 r. Jej zbiory – o czym mówi się obecnie coraz częściej – opierają się na eksponatach pozyskanych po 1945 r. z kościołów i klasztorów Śląska i Pomorza, obszarów bezpośrednich wpływów Cesarstwa

Georges Duby, Czasy katedr. Sztuka i społeczeństwo 980-1420, tłum. Krystyna Dolatowska, Aletheia 2022

Zdarza się czasem, że urzeka cię pierwsze zdanie, rzadziej – cały pierwszy akapit. Tymczasem w „Czasach katedr” zatrzymuje mnie cała strona: jeden z najmocniejszych obrazów, który w moim postrzeganiu przeszłości dokonuje zupełnej rewolucji.

Bardzo mało ludzi – pustkowia, które ku zachodowi, ku północy, ku wschodowi ogarniają coraz większe, niezmierzone przestrzenie i wreszcie pokrywają wszystko – ugory, bagna, kapryśne rzeki i landy, zagajniki, pastwiska, rozmaite kalekie postaci lasu, jakie zostawia za sobą pożar (…) siedziby ludzkie z kamienia, lepianki, szałasy tworzące skupiska (…) Świat nieokrzesany. Świat w kleszczach głodu (s. 11-12).

Odczytuję ją wieczorem Dziecku, tak jakbym odczytywał ustępy Tolkiena. Proza, nie historia.

Żyjemy bowiem w micie ciągłości Zachodu – proste linie łączą antyczną Grecję i cesarski Rzym z naszymi czasami. Tak czytamy nasze podręczniki, tak oglądamy nasze budowle, prowadzą nas w ten sposób przewodniki po miastach, które jedynie zmieniają właścicieli. Duby udowadnia fałsz takiego myślenia. Opowiada o tym jak z pustkowia i ciemności rodzi się Zachód 2.0.

Niby jest to opowieść o narodzinach i metamorfozach sztuki, ale Duby koncentruje się przede wszystkim na życiu duchowym, wyobrażeniach religijnych i sposobach myślenia. Oferuje fascynującą i wygodną (nawet jeśli upraszcza, to czyni to przekonująco) wędrówkę po klasztorach, katedrach, kaplicach, uniwersytetach i pałacach. Znajomych świętych umieszcza w kontekście.

„Czasy katedr” czytam w listopadzie, chociaż myślę, że powrócę do nich jeszcze, bo takiej summy do tej pory mi brakowało. Ale czytać w listopadzie to znaczy patrzeć na średniowiecze pod kątem ludzkiej kondycji. Gorsze niż umrzeć jest tylko zapomnieć – przychodzi mi na myśl podsumowanie jeżdżenia po cmentarzach i spędzania czasu nad liniami rodowodów. Pisze Duby:

Ta uroczystość [ceremonia pogrzebowa w XIV w.] miała przynajmniej utrwalić pamięć o zmarłym. Pragnęła uwiecznić rysy jego twarzy. Tędy prowadzi droga do pomnika, grobowca. Czyli do portretu. Był narzędziem przetrwania (s. 466-467). Tu zaczyna się przecież moja dobra znajoma: fotografia.

Niezwykłość spojrzenia Duby’ego uderza jeszcze bardziej, gdy porównamy je z wycinkowością podstaw programowych. Nie ma u niego prawie żadnej daty, jest za to obraz świata, który na czytelniku/czce wymusza refleksję.

Dodaj komentarz