
Sceny z życia jesiennego
1.
Około południa klęczeliśmy na chodniku nieopodal, wyznaczając gnomonem północ. Cień słońca był najkrótszy, potem – zachmurzenie – zniknął zupełnie. Nasze okręgi drżały na kartce.
2.
Usadowiłem się w aucie. W radiu grał Gruzin. Pod lampką zapiski Andrzejewskiego. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdybym Szopenem nie rozładował akumulatora.
Nie tłumaczyłem się z tego panu, liście zebrałem spod maski. Jeśli zgaśnie, to już na zawsze – powiedział. Zdążyłem na ostatni e-moll.
W ostatnich dniach bardziej niż muzyka pasjonowała mnie literatura tworzona przez melomanów na fejsie.
3.
Nieważne szkolenie, ważne, że powracam do budynku, którego niegdyś byłem stróżem-latarnikiem. Zapisywałem układy chmur nad złotymi tarasami, z trzydziestego szóstego piętra nawoływałem w pustkę.
Za biurkiem siedziała H., mieliśmy mniej o szesnaście lat. Piłem na dole espresso z odrobiną bitej śmietany na osłodę.
