księgarnia 59/25

Z białych, czysto obranych czaszek rogi wznosiły się delikatnymi spiralami (s. 248). Ernest Hemingway pozujący z czaszkami kudu i antylopowca podczas safari w 1934, Biblioteka Johna F. Kennedy’ego, źródło: wikimedia.org

Ernest Hemingway, Zielone wzgórza Afryki, tłum. Anna Dzierzgowska, Marginesy 2025

Najpierw musiałem sprawdzić, co to właściwie jest to kudu.

Z całego Hemingway’a ten afrykański przychodzi mi najtrudniej. Safari. Rozrywka białych bogatych dupków, niebaczących na międzynarodowe konwencje. Jeśli zresztą zapytacie o myśliwych i ich rzekomą miłość do zwierząt, odpowiem podobnym wulgaryzmem. Sam E. H. stwierdza: wszyscy myśliwi są tacy sami (s. 224).

W rozgrywce mężczyzna kontra bestia – tym razem – staję po stronie fauny. Niemniej na s. 211 odczuwam szczerą radość, że bohaterowi wreszcie się udało (wciągnęło – zauważa J.)

Dużo bliższy mi jednak jest przegrany bohater „Śniegów Kilimandżaro” niż „Zielonych wzgórz Afryki”.

Whisky pasuje do martwych antylop.

Wszystkie drzewa pełne są białych bocianów (s. 258).

Powieść myśliwska: tropienie, celowanie, strzelanie, tropienie. W pobliżu krąży ciężarówka garbarzy. Zauważam z satysfakcją, że nareszcie gar-, a nie gra-.

Dodaj komentarz