
Katja Hoyer, Kraj za murem. Życie codzienne w NRD, tłum. Jan Szkudliński, Wyd. Poznańskie 2025
1.
Spośród minonych ikonosfer, dwie, które wzbudzają najwięcej ciepłych uczuć, przynależą do państw, które zniknęły wraz z komunizmem: Jugosławii i NRD.
W tym pierwszym wypadku pociąga mit braterstwa i jedności, fotogeniczność białych mundurów przywódcy oraz dojrzały modernizm i brutalizm (spomeniki!) Jugosławia, zwłaszcza ta sprzed śmierci druga Tito, jawi się jako utopijny kraj, w której różne narody i religie żyją razem w świetle czerwonej gwiazdy. Im dalej od jej rozpadu, okrutnych zbrodni i nawały nacjonalizmów, tym staje się bardziej wyidealizowana i pocztówkowa: od Vardara pa do Triglava – leci w tle i w każdym z siedmiu krajów byłej J. ludzie umieją to zaśpiewać.
Z NRD sytuacja jest nieco inna. Przez lata postrzegana była albo poprzez widok rzeki trabantów przepływającej 9 listopada 1989 r. przez wyrwę w murze albo poprzez ponure obrazy gmachów Stasi, chociaż z drugiej strony Republika wracała też do zbiorowej wyobraźni, poczynając od „Goodbye, Lenin” aż po świetną „Kleo”. Opowieść o NRD to w głównej mierze historia Berlina Wschodniego. Po tamtej stronie muru Bowie i Christine F., po tej maszerująca równo Aleją Marksa młodzież z FDJ. Warto dodać, że NRD miała szczęście do fotografii. Obok takich jak Will McBride, utrwalona została na setkach amatorskich klisz ORWO.
Wraz z upowszechnieniem mediów społecznościowych: tumblrów, insta, twitterów, wszystkie te obrazy wypłynęły do sfery publicznej, zapełniając profile o tytułach Hammer and Compass [Młot i cyrkiel] visuals, których fanatykiem pozostaję.
2.
O NRD wiedzieliśmy niewiele, traktowaliśmy Ossich raczej prześmiewczo. Kraj za murem z perspektywy Polski, czyli Wschodu, był krajem pod murem. Zestaw kalek i stereotypów był na tyle niewielki, że z każdym rozdziałem książki Katji Hoyer, zapisujesz kolejne odkrycia. Brzmi to mniej więcej tak:
Restrykcyjny pobór reparacji przez Związek Radziecki.
Denazyfikacja prowadząca do zupełnej czystki elit (inaczej niż na zachodzie).
Masowe migracje na zachód nauczycieli, lekarzy i inżynierów (przyczyna budowy muru).
Bardzo długa nadzieja na zjednoczenie na równych warunkach (wbrew woli obu bloków).
Nacisk na zaspokajanie potrzeb konsumpcyjnych (hurtowe zakupy dżinsów na zachodzie, kryzys kawowy).
Równe szanse dla kobiet: rozbudowa żłobków i przedszkoli (inna rola kobiet niż za Łabą).
Wieloletnie poczucie zagrożenia, militaryzacja życia, Stasi jako państwo w państwie.
Budowa dobrobytu. Tworzenie wschodnioniemieckiej tożsamości, odrębnej. Pokolenie wychowane w NRD.
Zjednoczenie jak aneksja. Wolny rynek niszczący osiągnięcia społeczne. Balcerowicz może się schować.

3.
Nie wiem, kto wpadł na pomysł organizacji wczasów w Karl-Marx-Stadt, w każdym razie moja pierwsza zagranica mieściła się na osiedlu studenckim, przypominającym nieco ZOR Zachód, nieopodal miejskiego cmentarza z potężnym budynkiem krematorium. Ulica Turyńska, odnajduję ją bez problemu na openstreet. Było lato, więc akademiki zamieszkiwali – oprócz wczasowiczów – głównie mieszkańcy egzotycznych demoludów (Katja Hoyer wskazałaby zapewne Wietnam i Mozambik).
W mojej pierwszej zagranicy na wyciągnięcie ręki były kiełbaski w bułce oraz bita śmietana z rodzynkami w kawiarni „Czerwona wieża”. Samo to sprawiało, że wydawało się inaczej. Ulice nosiły imiona znanych komunistów, a na deptaku za monstrualną głową Marksa znajdował się sklep z kolejkami elektrycznymi.
Kiedy wracaliśmy cały maluch wypchany był sprzętami AGD, łącznie z dywanem i ladszafcikiem z jelonkiem, który lata całe wisiał nad moim łóżkiem. Wiśnie tego roku drelowaliśmy w nowym enerdowskim urządzeniu.
A mimo to ten Karl-Marx-Stadt miał w sobie coś nieprzyjemnego, obcego, bardziej ponurego niż lata osiemdziesiąte w Polsce. Czasem myślę, że powinienem tam wrócić i zobaczyć jak jest naprawdę. Dzieci przecież lubią przesadzać.

1 Comment