dziennik 76/25

Willem Frederiksz van Royen, Machewka, 1699, Märkisches Museum, Berlin, źródło: facebook.com

Wrzesień typowy polski

1.

Obudziłem sie z czerwonymi napisami na portalach i mapami rosyjskich dronów nad Wyżyną.

To nie nasza wojna – słyszałem niedawno, pośród psioczenia na Ukraińców. Nasza, nasza. Gdyby się im wtedy, w dwudziestym drugim, nie udało, każdy poranek zaczynalibyśmy od tych map i liczenia ofiar.

(To nie nasza wojna – mapa rosyjskich kolaborantów w komentarzach pała jeszcze bardziej ognistą czerwienią. Do tego doprowadził wyścig populistów.)

Wbrew pozorom, dzień jest spokojny, wrześniowy. Myję okno. Pod nim na placu zabaw dzieci ze żłobka nieopodal. Cynamonowe bułeczki smakują rozkosznie. Nigdy nie wierz pewnikom: wojny najbardziej lubią szczęśliwe miasta.

2.

A widziałem ostatnio z wojen za dużo: izraelskiego żołnierza narzekającego na vlogu, że chciałby strzelać do maluchów a nie zabijać dwunastolatki; innego przymierzającego różową sukienkę i biały sweterek swojej ofiary.

Przypomniał mi się tytuł reportażu: Izrael już nie frunie i pomyślałem, że po ludobójstwie w Gazie już nigdy nie da się spojrzeć na niego inaczej. Na tych młodych chłopaków celujących do dzieci.

Po cynamonowe bułeczki trzeba wysiadać w Getcie.

Dodaj komentarz