
Dziewiąta do Portugalii. Piąta do granic Starego Świata. Nowela andaluzyjska, Huelva
1.
Wjazd do miasta. Dwa tanatoria obok siebie konkurują śmiertelnie o nowych klientów. Walka trwa na bilbordy i znaki drogowe.
Tak zaczyna się Huelva, do której nie skręciliśmy nigdy przedtem: przygnębiającą pustką.
Nawet owoce morza tutaj to ciężka kuchnia.
2.
Od pierwszego momentu wiedziałem już jak będzie: w naszym hotelu spała para królewska, co czciła odpowiednia tablica. Tak jak cesarza w Porto.
Był to gmach, w którym balkony naśladowały fale. Można z nich było oglądać smutek sąsiadów, co uczyniłem; ostatni miejski autobus skręcający do dworca; ostatniego samotnego klienta pizzerii. W dali diabelski młyn, który się nie kręci i błyski rafinerii.
W tym mieście właściwie trzeba nocować w brutalnej architekturze.
3.
Kiedy jeszcze nic nie wiedziałem o tym miejscu, nazwałem je granicami Starego Świata. Z każdą podróżą odkrywam, że to przecież początek Nowego. Za niedalekim mostem nad Gwadianą czci się księcia Henryka, tutaj ziemie są kolumbowe.
Wszystko bowiem – tak mówi oficjalna legenda – zaczyna się w Huelvie: marzenie o podróży, o władzy, o złocie (to dlatego w pięćsetlecie w naszym hotelu śpi król).
Na ulicach głośniki powinny nadawać Vangelisa.
4.
O ile Kadyksowi powiodło się podczas Wielkiego Trzęsienia (pamiętajcie zasługi Matki Boskiej Palmowej), o tyle Huelva zniknęła. W pewnym sensie to rozumiem – nie chodzi o to, że mi się nie podoba a to właśnie piękno miałoby mieć właściwości ocalające. Może raczej to kwestia ukaranej pychy (jaką miarą zatem mierzyć pychę Lizbony, Kadyksu, Huelvy i białych miast Algarve?)
Jak widzicie wciąż roztrząsam listopad tysiąc siedemset pięćdziesiątego piątego.
5.
W Huelvie najpiękniejsza jest stacja benzynowa.

1 Comment