księgarnia 40/25

Florence Henri, Bretania, 1937, źródło: artsy.net

Krzysztof Varga, Ostrygi i kamienie. Opowieść o Normandii, Bretanii i Pikardii, Czarne 2024

Długo odkładałem bretońsko-normańską książkę Krzysztofa Vargi na później, przekładałem pod inne tomy, chowałem w dalszych stosach. Powód był banalny – względem Bretanii i Normandii nasze podróżnicze plany są całkowicie rozbieżne. Ja chciałbym oglądać menhiry i dolmeny w słonym atlantyckim deszczu i bryzie, dla A. ów plan to kwintesencja podróżnego piekła. – Ciebie fascynuje rozpad – mówi mi A., dokładnie mówi to, gdy wsiadamy do auta w Strzegomiu, a ja nie potrafię zaprzeczyć. Oswoiłem się więc z myślą, że nie będziemy podróżować śladami Gauguina, a „Ostrygi i kamienie” byłyby tylko rozdrapywaniem podróżnych ran.

I oto niespodzianka: nie są. Czytanie Vargi wcale nie zachęca do podróży na koniec świata, czyli Finistère. Wszystko zostało już przez niego zobaczone.

Kamienne krajobrazy wymagają mniejszej liczby słów. Nie bez przyczyny japońska poezja tak współgra z ogrodami zen. Można, tak sądzę, zagadać kamienie – to miało miejsce tutaj. Nadmiar zawsze znieczula (s. 189) wyznaje zresztą autor.

Jest oczywiście wyjątek. Relacja z Doliny Świętych: przedziwnego parku posągów bretońskich patronów (choć sam autor skłonny byłby przyznać, że to jednak bóstwa) sprawia, że chciałbym się tam znaleźć i samemu odczytywać nieznajome imiona, o ile bardziej egzotyczne od Stanisławów, Wojciechów i Jadwig. Niestety opisem Doliny z pewnością nie zachęcę A. do podróży.

Varga popada w setki dygresji, wypowiadając się z pewną dozą sarkazmu na każdy temat, czy będzie to zachowanie Romy Schneider czy przebieg ofensywy generała Maczka. O ile początkowo mnie to ciekawiło, o tyle potem odgrzebywanie Bretanii spod tekstu – zaczęło męczyć.

Wyciągałem głównie Polskę, bo autor dokonuje rzadkiej sztuki: myśli o niej (i pisze) gorzej niż ja. Wiem zresztą z czego to wynika: skargi Vargi stanowią odtrutkę na narodową megalomanię poprzedniego rządu. Co gorsza, jak tak dalej pójdzie, potrzebować będziemy jeszcze więcej antidotum.

Książka Krzysztofa Vargi rozpaczliwie domaga się mapy albo chociaż indeksu. Jej fabuła (czy reportaż posiada fabułę?) nie jest bowiem powiązana z topografią, to znaczy odstęp między akapitami może mierzyć sto i więcej kilometrów. Wiele podróży układa się w jedną podróż. Czytając obiecuję sobie, że uruchomię komputer i zacznę nanosić wspominane miejscowości na mapę googla, ale jestem już po setnej stronie i tracę na to ochotę. Przenoszę mapę do magazynu swoich niezrealizowanych zamierzeń. Zostawiam dla niej miejsce poniżej.

(To jest miejsce na mapę Bretanii, Normandii i Pikardii, której nie stworzyłem).

Dodaj komentarz