
Autoportret z psem
1.
Zobaczyłem go pod zieleniakiem, gdzie kupuję czereśnie. W sumie były trzy. Mały w typie buldożka wbiegł do sklepu i począł wąchać ogórki. Duży, szary borzoj, przestraszył dziewczynkę za mną: sięgała mu do szyi. Ten jeden, filozof w żółtych szelkach, czekał bez emocji, obojętny na rozczarowujący świat.
Gdybym był psem, byłbym nim – pomyślałem.
2.
Nie wiedzieć czemu pani doktor uznała, że będę godnym powiernikiem jej niechęci do ludzi i całego świata. Trochę mnie tylko zmartwiła, gdy pod koniec rzuciła ci młodzi. Zrozumiałem, że mimo dobrych wyników, jestem już po drugiej stronie.
3.
Padało. Stary dobry nasz znajomy, niż genueński, szalał po mieście, rozpryskując kałuże. Siedziałem po przychodni w lokalu z croissantami, które pochodziły z Lviva, a nie ze Lwowa i bardzo dobrze było mi ze świadomością, że nie są nadziewane nostalgią, resentymentem oraz Szczepciem i Tońciem.
4.
Dziecko tymczasem pojechało na pierwsze w życiu kolonie. Jadąc czytało „Wakacje Mikołajka” i zaśmiewało się do łez. Chodziliśmy po bezdzietnym domu trochę nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Tydzień, który zwykle pędził, tym razem nie potrafił dociągnąć się do środy.
