księgarnia 38/25

Lewis Wickes Hine, Prządka w Whitnel Cotton Mfg. Co. N.C., grudzień 1908, 1908, Muzeum Sztuki Uniwersytetu Princeton

Magdalena Kopeć, Pastuszkowie, gazeciarze, tkaczki. Jak zmuszano dzieci do pracy, Wielka Litera 2025

Ilia Mołosow: urzędnik rosyjskiego zaborcy – inspektor zwalczający pracę dzieci – zasłużył na pomnik albo tablicę: zaszczuty psychicznie przez fabrykantów z okolic Łodzi i Tomaszowa Mazowieckiego w wieku 28 lat popełnił samobójstwo (s. 34). Nic z tego, po ponad wieku, i społeczeństwu, i władzy mentalnie bliżej do fabrykantów niż do rewizora. To nic, że niewidzialna ręka rynku od dawna większości pokazuje faka – przedsiębiorcy są solą ziemi, powinni płacić mniejsze podatki, a prawa pracownicze to zabobon hamujący rozwój. Kto osiągnął wiek uprawniający do wyższej pensji był zwalniany i zastępowany kolejnymi nastolatkami (s. 148) – przed państwem piękny sen deregulatora od kurierów. Nie będzie pomnika Ilii Mołosowa, będzie doktorat honoris causa dla Balcerowicza.

Gdzie w tym wszystkim dzieciństwo? Dzieciństwa nie ma – odpowiadają chłopcy i dziewczynki z hut szkła, tartaków, drukarni, kopalni i lupanarów (ośmiolatki!), zapisują to w swoich pamiętnikach pisanych po latach, w kronikach kryminalnych, raportach nielicznych dobrych ludzi, wreszcie w zapomnianych nowelkach. U Kopeć mamy współczującą Orzeszkową i podśmiewającego się z walki o prawa służących (hłe, hłe) paniczyka Sienkiewicza.

We współczesnych kazaniach często pojawia się motyw tego jak silna Bogiem i cnotami była onegdaj rodzina. Jeśli, zdaniem panów w różowych czapeczkach, zbliżała się ona do ideału Świętej Rodziny, należałoby współczuć Jezuskowi. Patriarchalna przemoc, brak opieki nad dziećmi i upór w trwaniu w tym stanie (rzekomo Bóg tak chce) – z tego wszystkiego uleczyła nas współczesność.

W gęstwinie drzew genealogicznych, którymi zajmowałem się zimą, znajduję jedno zdarzenie. Właściwie znajduje je system, wysyłając alert za duża różnica wieku. Jest początek dziewiętnastego wieku. Jedenastoletnia dziewczynka z Łopiennika rodzi syna gościowi, co ma ponad czterdziestkę i w metryce wpisane „dziad kościelny”. Dziecko i matka, chyba cudem, przeżywają. Zostają zabrani w głąb Wyżyny, skąd pochodzi – chyba należy to napisać – gwałciciel. Ona wychodzi za niego, gdy skończy piętnaście lat, drugi syn, wdową zostanie przed dwudziestką. Ślad po niej urywa się w metrykach.

Być może książka Magdaleny Kopeć nie należy pod względem stylu i krytyki źródeł do najlepszych. Strasznie irytowało mnie, że Polska w niej posiada współczesne granice, przez co dużo miejsca poświęcone zostało pruskiemu Dolnemu Śląskowi. Z drugiej strony zawiera również fenomenalny materiał zdjęciowy i jeżeli, o czym na wstępie pisze autorka, nie było polskiego Lewisa Hine’a, to dzięki „Pastuszkom…” powstaje takiż zbiorowy.

Dodaj komentarz