dziennik 57/25

Warszawa, 28 czerwca 2025 r.

1.

Opowiem wam o sobie dawno temu:

Wszystko się kończyło. Lato od tej pory miało w dużej części pozostawać bezludne. Zresztą dzień też zaczął się kurczyć. Czerwiec był kulminacją. Wychodziłem czarno-biały w pustkę. Nudzę się – zapisywałem w dzienniku, tym jedynym, który zaginął.

2.

Tamto lato należało do Ag. To ona odjeżdżała na amen a moje usilne starania skazane były z góry na niepowodzenie.

To lato z Julinkiem, z czerwonymi porzeczkami, z długimi pożegnaniami, z końcem w miejscu, gdzie dziś podpity gość oszukuje na wadze truskawek.

Spokojnie przyglądam się oddalaniu i zapominaniu, naturalnemu jak rozpad wszystkiego co wokół.

3.

Na przekór rosnącej ohydzie, cały titkok pełen ukraińskich mam cieszących się z polskich świadectw ich dzieci. Któraś pisze: ostatni polonez, bo wracamy do domu.

4.

W tramwaju czarno-białym, jadę niebieski na ważne zebranie: dworski klub geriatrycznych dyrektorów (Tak, tak, panie marszałku).

Sielsko jest.

(Członek nr 1: może za rok zrobią pokaz bielizny, hłe, hłe. Członek nr 2: ale nie mówimy o bombardowaniu tej, jak jej tam, Gazy, hłe, hłe).

Hłe, hłe.

5.

Długo nie mogąc się rozstać.

Dodaj komentarz