
Końce świata
Pierwsze memy trzeciej wojny już są. Człowiek tylko nie wie, czy już ta pora. Dowiemy się dopiero z podręcznika za ćwierć wieku (o ile da się poskładać ludzkość po tej trzeciej).
Książę Pokoju, tak o nim myśleli w Pobożnie, pojawiał się w mesjańskich wizjach. On, niebiański przywódca, co to wysyła teraz bombowce nad Iran. W gruncie rzeczy chodziło w Pobożnie, aby wreszcie pozwolił pokonać Ukrainę.
Wyjątkowa niegodziwość przenika teraz przez nas, oswoiliśmy język antyukraiński, tak jak wcześniej antyuchodźczy. Od wymogu wdzięczności bardzo szybko przeszliśmy do otwartej niechęci (por. „Szkoła [nie] dla wszystkich”). Im bardziej władza będzie skręcała w prawo, tym bardziej ściana przed nią będzie się przesuwała – ale tego nieomylny, niesiony jak zawsze sondażami, nie potrafi przewidzieć.
Zobaczcie jak w prawo udało się zawędrować Izraelowi. Aż w ramach historycznej rekonstrukcji odtworzył KL Gaza.
Imiona
dzień łowił nas
w swoją klarowną źrenicę
(Tadeusz Różewicz)
Przyjąłem na siebie rolę kronikarza Dziecka, pewny, że zapomni, bo się zapomina. Trudno później ustalić kim była Ninka, ale dzięki zapiskom, wiem, że zauroczeniem dwulatka.
Ze swojego głębokiego dzieciństwa pamiętam parę imion czterdziestopięciolatków, ale Ilonkę najbardziej. Wszyscy marzyliśmy o Ilonce.
Za parę lat zasadne stanie się pytanie, kim była Agnes. Ale to jeszcze trochę, jeszcze wiedzą.
Tymczasem wciąż, pewnie ostatni rok, przesiaduję w przedsionkach rajów, antyszambruję sale gimnastyczne i baseny.
W poniedziałek od zimy uczę się więc: Monika, Amelia, Ola, Maja (cappuccino, książka, pisanie z J.). W środę: Ala (kawa z automatu, podsłuchiwanie pani z pieskiem, zapach chloru).
Kawa
Czasy kiedy kawiarnia była ulubioną minęły bezpowrotnie. Zamiast przyjemności, teraz kolejka i oferowanie oferty, że aż się odechciewa. Bezpowrotnie utracone espresso.
Ale jeszcze gorzej być cudzoziemskim turystą, co nie zna angielskiego. Taki dzisiaj się trafił. Z wyglądu północny Niemiec, wysmagany wiatrem Nordsee. Chciał cappuccino – to na szczęście uniwersalne (poza Wiedniem) słowo.
Powiedzmy szczerze, młodzieniec za barem nie był fanem ludzkości. Trudno się dziwić zważywszy ostatnie wydarzenia. Pytania, które zadają w kawiarni są ciągle te same: for here or to take away?
Gość osłupiał. For here or to take away? – barista wycedził nieco głośniej. Ciekawe czy kolejnym pytaniem miało być wyjątkowo irytujące: klasyczna czy mieszanka? Na razie ni w ząb. FOR HERE OR TO GO? – wrzasnął a Niemiec zadrżał. Zamek królewski płonął, junkersy nadlatywały, nadjechała buda do łapanek. Wskazał tylko ręką na stolik. Triumf baristy nie ulegał wątpliwości.
