
Podróż do Egona i Franceski. Część druga
8.
Eksperymenty z patosem, których dokonywałem na sobie w wieku trzydziestu lat, jakżeby mogło być inaczej, dotyczyły Austrii.
Oglądałem pogrzeb cesarzowej Zyty. Nagranie miało już swoje lata, ale w osiemdziesiątym dziewiątym jakoś to przeoczyłem (pogrzeb Indiry Gandhi owszem pamiętam). Wsłuchiwałem się więc w katedrę wypełnioną gromkim śpiewem hymnu a potem brałem udział w ceremonii przy drzwiach Krypty Kapucynów.
Zadziałało. Wzruszyłem się patetycznością momentu, nie mając żadnego związku z Cesarstwem, cesarzową a w szczególności Austrią, dla której pogrzeb Zyty był jeszcze jednym sposobem pominięcia myśli o mniej chlubnej przeszłości (były SA-man Kurt Waldheim od trzech lat pozostawał prezydentem republiki).
W Krypcie Kapucynów trwa jeszcze szczęśliwe imperium. Bukiet świeżych róż u Marii Teresy, dziecięce obrazki robione dla Sisi, cukrowe czaszki u biednego Maksymiliana, wreszcie wielojęzyczne hołdy cekańskich krajów dla Franciszka Józefa – ktoś podłożył pocztówkę z Bad Ischl.
Pomiędzy zimnymi czaszkami ośmioletnia Marysia Tereska, córka cesarza Józefa: sukienka jak welon. Jakby spała. Znów oblałem ćwiczenia z patosu.

9.
Ciężka rzecz być cesarzem – mruczy cesarz i nakłada tunikę, albę i dalmatykę, dalej jedwabne pończochy, adamaszkowe pantofle. Sam płaszcz z palmą i dwoma lampartami (o ile to są lamparty) musi ważyć sporo. Jeszcze tylko rękawiczki w szlachetne kamienie, do ręki – wyjęte z poręcznych etui – krzyż z krzyża i najświętsza włócznia. Cesarz prawie gotowy, wystarczy dodać koronę. Dwa kilogramy złota i mnóstwo klejnotów. Zsuwa się ze spoconego czoła – Scheisse – syczy cesarz tak, żeby go nikt nie usłyszał.
Teraz przed cesarzem drży cały świat (pomijając papieża, choć powinien – myśli cesarz). Taki jest numinotyczny. Nawet w gablocie.
Nie wierzcie Andersenowi, gdy wmawia, że cesarz jest nagi.
10.
W wieku trzynastu lat tworzy pierwszy autoportret wzorowany na równolatku Albrechcie Dürerze. Burza włosów pod słońce. To jedyne zdjęcie, którego nie znałem.
Jak one mogą się tobie podobać? – pytają oboje. Odbitki są w niewielkim formacie, kilkanaście z nich wywołała sama Francesca.
Francesca jak Sylvia, jak Emily Dickinson, jak Edward, fotografka Nocy Ciemnej. Nie da się zrozumieć jak – to jest tajemnicą.
Przebywanie z jej zdjęciami jest onieśmielające tak bardzo, że nie umiem utrwalać ich telefonem. Coś obrazoburczego: robić zdjęcia jej Zdjęciom. Intymność.
Cykl zdjęć robionych w Providence (Opatrzność).
Święty Egon, święta Francesca.

11.
W ogóle go nie znałem. Przyszliśmy przez przypadek, zachęceni van Goghiem. Nie zauważyliśmy van Gogha (może jeden „Cmentarz w deszczu”).
Trzy intensywne lata. Ostatnia sala niebieskich płócień podpisana „Weltschmerz”.
Jakby chciał dołączyć do zacnego grona patronów od smutku: Matthew Wong, miłośnik van Gogha i Joy Division, zmarły w październiku roku przed zarazą. Byłem wtedy w Helsinkach (szybko sprawdziłem).
Po co się zabił? – dopytuje Dziecko, kosztując ciepłego cesarskiego omleta ze smażonymi śliwkami na rozpalonych schodach Albertiny.

12.
Brakuje mi puenty. W starbuniu nieopodal katedry odkrywamy podziemny bunkier. Ogromne pomieszczenie zajmują głównie Azjaci. Jedni są zmęczeni, podpierają się nad zimną kawą, inni wprost przeciwnie planują z mapą.
Szepcą, choć i tak zagłusza ich hałas wentylatorów.
Trzeba wyjść na powietrze: patrzeć, patrzeć, patrzeć.
