
Notatki gdańskie
Białe noce. Nic o nich nie wiem. Wiem, że obudziłem się po trzeciej i było całkiem jasno. Po czwartej odprowadzały mnie ptaki. W autobusie było już pełno nieszczęśliwych ludzi.
Piwonie pachną Bożym Ciałem. Świeże, niezmęczone dniem, pod drzewem, co wyrosło na ruinach tamtego miasta. Portret kwiaciarki robiącej na szydełku, jeśli użyjesz odpowiedniego filtra, może mieć i z sześćdziesiąt lat. Jak z Kosycarza.
Na pustej Długiej po promieniach słońca odczytuje do telefonu swoją receptę. Nazwy leków układa w dziękczynną litanię. Jeszcze jest czas. Znowu jest czas.
Uwaga, tramwaj! Uwaga, tramwaj! Głos sygnalizacji świetlnej zmienia się w medytację. Tramwaje tutaj mają swoje imiona. Uwaga, tramwaj!
Wyspa Minionego Wieku. Osiedle Kolejarz przy Lenartowicza – zapisuję w notatniku – jest przedziwną enklawą po drugiej stronie rzeki. Z porannego autobusu, z Głównego Miasta, z Dolnego Miasta, z Długich Ogrodów wysypują się staruszki i staruszkowie, aż robi się przestronnie w środku. Po chodniku teraz procesja dwukółków z chlebem, z twarożkiem, z nowalijkami z bazarku: rozchodzą się staruszki i staruszkowie ledwo, ledwo, w różne strony, do swoich pastelowych bloków.
(Tamte utracone wyspy: Marchlewskiego, bloki przy FSC).
Na Westerplatte białe baldachy czarnego bzu. Wycieczki chcą siku.
Opowiada z lewej: w maju na Górki Zachodnie nadpływa ławica śledzi. Łowi się je wędką o wielu haczykach. Srebrzą się pełne wiadra.
Odpowiada z prawej: ja jestem zupełnie śródlądowy.
