
Tobias Wolff, Oto początek naszej historii, tłum. Krzysztof Umiński, Czarne 2025
Dobra proza lepsza niż prozac (nie wiem czy ozempic). W każdym razie przejmuje mnie jej rytm i przejmuję go, i zaczynam na miasto patrzeć jak na opowiadanie (patrz podróż tramwajem, good boy). To chyba najlepsze ze zdarzeń przy czytaniu (i to że namawiam innych, to też).
Większość opowiadań Wolffa jest zapisem czegoś, co się nie udało. Nieudane przyjaźnie, nieudane polowania, nieudane konferencje i rozmowy kwalifikacyjne, nieudane poszukiwania mieszkania i nieudane riposty w nieodpowiednich okolicznościach (takich jak napad na bank). Powstaje z tego swoista kronika życiowych klęsk.
I zapewne w wielu wypadkach taka kronika stanowiłaby prozę przygnębiającą i ponurą, ale nie tym razem. Tutaj chroni nas język, całe frazy Tobiasa Wolffa przeciwdziałają poczuciu klęski, stanowią schron przed światem, który nam nie wyszedł.
Chciałbym odkryć metodę autora. Może to? Ostatnie akapity opowiadań składają się najczęściej ze zdań w czasie teraźniejszym ze statycznymi czasownikami. Ruch jest ograniczony. Upewniamy się więc po raz kolejny we własnym istnieniu.
Gdzie jesteś?
Jesteś tutaj?
Wróciłeś do domu.
Spokojnie. Jestem tutaj.
Jestem tu.
