dziennik podróżny 3/25

29 marca

Vitoria-Gasteiz, 29 marca

Podróż zamienić w tekst nie jest łatwo. Pokusa zdjęć jest wielka. Będzie jeszcze o tym. Cały czas za to o mnie. Staram się całkiem zwyczajne wyjazdy przekształcać w nadzwyczajne podróże. Urok prywatnej literatury. Palce, które naciskają klawisze widzą najwięcej.

*

Stolica Basków nazwana ku czci zwycięstwa odniesionego nad nimi. Jest pięknym snem urbanisty: czysta i uporządkowana. Bezszelestnie szeroką avenidą toczą się tramwaje.

W sercu wzgórza, które – jak opowiada miejscowe muzeum archeologiczne – jest sercem miasta, znajduje się hala sportowa, w niej szkolne drużyny grają w piłkę. Doceniam ten brak zbędnego patosu.

*

Uzquiano, 29 marca

Przecież możesz zapamiętać, a potem naszkicować. Po co ci fotografia? – pyta A., ale już zatrzymuję samochód w wiosce na wzgórzu w enklawie Kastylii-Leonu (gwałtowne hamowanie, jeszcze się nie przyzwyczaiłem). Plac jest opustoszały, wodę ze zdroju chłepce niewidzialne stado.

Próżny trud z pamięcią, tego się nauczyłem. Wybiera obrazki zupełnie inaczej. Porzuca wszystko inne. Kto wie, co zostawiłaby z tej małej wioski. Biforium w absydzie, bluszcz na wzgórzu?

*

Navaridas, 29 marca

W kolorze kości z muzeum w Vitorii są ściany Gór Kantabryjskich. Drzewa jeszcze nieobudzone. Pod nimi rozciąga się równina.

Jak na obrazach z Segowii ulubionej malarki Ka. wyrastają miasteczka z żółtymi wieżami kościołów. Noszą nazwy w nieznanym języku. Dzieci rozbiegają się pomiędzy domami.

Każdy kawałek ziemi tutaj jest innym szczepem winnym.

*

Necrópolis de Santa Eulalia, 29 marca

Małe ciała, ciała większe. Zbiera się woda po obfitych deszczach. Tyle zostało po ich krótkim życiu: odciski wyciosane na wzgórzu wśród winnic.

Wpada w nie mój cień, dziesięć wieków później.

Dodaj komentarz