29 marca

Podróż zamienić w tekst nie jest łatwo. Pokusa zdjęć jest wielka. Będzie jeszcze o tym. Cały czas za to o mnie. Staram się całkiem zwyczajne wyjazdy przekształcać w nadzwyczajne podróże. Urok prywatnej literatury. Palce, które naciskają klawisze widzą najwięcej.
*
Stolica Basków nazwana ku czci zwycięstwa odniesionego nad nimi. Jest pięknym snem urbanisty: czysta i uporządkowana. Bezszelestnie szeroką avenidą toczą się tramwaje.
W sercu wzgórza, które – jak opowiada miejscowe muzeum archeologiczne – jest sercem miasta, znajduje się hala sportowa, w niej szkolne drużyny grają w piłkę. Doceniam ten brak zbędnego patosu.
*

Przecież możesz zapamiętać, a potem naszkicować. Po co ci fotografia? – pyta A., ale już zatrzymuję samochód w wiosce na wzgórzu w enklawie Kastylii-Leonu (gwałtowne hamowanie, jeszcze się nie przyzwyczaiłem). Plac jest opustoszały, wodę ze zdroju chłepce niewidzialne stado.
Próżny trud z pamięcią, tego się nauczyłem. Wybiera obrazki zupełnie inaczej. Porzuca wszystko inne. Kto wie, co zostawiłaby z tej małej wioski. Biforium w absydzie, bluszcz na wzgórzu?
*

W kolorze kości z muzeum w Vitorii są ściany Gór Kantabryjskich. Drzewa jeszcze nieobudzone. Pod nimi rozciąga się równina.
Jak na obrazach z Segowii ulubionej malarki Ka. wyrastają miasteczka z żółtymi wieżami kościołów. Noszą nazwy w nieznanym języku. Dzieci rozbiegają się pomiędzy domami.
Każdy kawałek ziemi tutaj jest innym szczepem winnym.
*

Małe ciała, ciała większe. Zbiera się woda po obfitych deszczach. Tyle zostało po ich krótkim życiu: odciski wyciosane na wzgórzu wśród winnic.
Wpada w nie mój cień, dziesięć wieków później.
