dziennik 21/25

Gio Ponti, „Przodkowie”, ok. 1930, z wystawy „Art Deco. Triumf nowoczesności” w Palazzo Reale w Mediolanie

Nicość i karpatka

Czasem sobie jeszcze myślę, że dużo zostało na tym fejsie, który odjechał w nicość, ale potem znowu przychodzi mi do głowy, że i tak nie pozbierałbym tego. Że to stan chwilowy, nic własnością dla pamięci a moje dopóki patrzę – jak powiada miejscowa wieszczka, i że któregoś dnia był któryś dzień i wtedy to było ważne, a dziś?

Dziś jest ważne nowe ciasto w kawiarni, boska karpatka, która oczywiście nie unieważni nieuchronnej entropii, tego, że ulubiona kawiarnia stała się tylko kawiarnią, a może już nawet punktem sprzedaży kawy. Ale karpatka czy garbatka to było ciasto babci I., opasłe, pełne żółtego kremu o cytrynowym posmaku, tak potężne, że nieprzejadalne. Jej fantazyjne kształty, zgodnie z nazwą, przywodziły na myśl plastikową mapę hipsometryczną Polski. Szaleństwo słodyczy. Oczywiście ta dzisiejsza nijak się ma do tamtej, która istniała tylko w jednej kuchni i jednym dużym pokoju na ulicy Marchlewskiego w Lublinie i tylko tam miała sens.

Jak zwykle grzebię się w przeszłości. Mój zbiór liczy już ponad tysiąc robaczków. Znowu drążąc wyżynny barok odkrywam, że z dużą dozą prawdopodobieństwa A. i poeta Świetlicki Marcin mają wspólnego przodka (około roku pańskiego tysiąc siedemset dwudziestego piątego).

A jeśli składałem się z tych fragmentów z fejsa? I tyle mnie było?

Dodaj komentarz