
Notatki z Nowego Roku
1.
Przywrócić światu Różę – dawno żadna bohaterka czy żaden bohater biografii nie zrobił na mnie takiego wrażenia. I teraz wcale nie chodzi o politykę (o tym będzie oddzielnie), ale o powrót do obserwowania przyrody. Zapomniany parę lat temu podziw dla chmur, ptaków i roślin. Coś, co dziś sprzedaje się jako uważność.
Więc kiedy idę przez Jarnu, dopadają mnie na nowo ptasie głosy.
2.
Dzień jest już dłuższy o siedemnaście minut – pisze M., ale te siedemnaście minut ginie w szarości. To nie jest tak, że pierwsze dni roku rozmyły się, o nie, ale początek stycznia na Wielkiej Nizinie to nie jeden Blue Monday, ale ciąg blue-dni, odbierający chęć do pisania.
Włóczę się po obcych światach, ja nie ja, wiedząc, że są tylko iluzją, cudzą opowieścią, teatrem cieni.
3.
Wystawa Andrzeja Wróblewskiego w galerii miejscowego milionera, gdzieś na Dolnym Mokotowie pasuje do tego stycznia. Jedynym wyjątkiem jest obraz, przedstawiający plażę, którego intensywna żółć przyciąga do ciepłego piasku.
Poza tym panuje Różewicz. I wbijają się jego wersy w umysł, tak jak ten, akurat na rok pierwszej komunii Dziecka:
Małemu chłopcu w białym ubranku / dano poznać / smak Boga / którego nie ma / I zostałem sam
4.
Potem jest wieczorna, zziębnięta Koszykowa. Wszystko się zaciera a ten obraz styczniowego miasta zostaje. Oświetlone kawiarnie, księgarnia, do której wejdziemy, przenikliwy chłód, światła MDM.
Nie wiedząc o tym, zapisujemy obrazy na twardym dysku.
5.
Szkoda, że nie wiemy, co myśleli i o czym marzyli – odpisuje M., kiedy wysyłam jej kolejne okazy chrząszczy-przodków. Może o to właśnie chodzi, żeby z tych oszczędnych metrykalnych opisów rekonstruować opowieści.
Rok 1866 był rokiem wojny austriacko-pruskiej, ale tu w maleńkiej T. przylepionej do sztetła Izbicy, przed która jeszcze osiemdziesiąt lat życia, historie są zupełnie inne.
Luty. Najpierw jest Agnieszka i jej dziecko. Jak błąd w metryce brak ojca. Wstyd. Przemoc czy zawiedziona miłość, tego akt nie mówi. Imię Walenty (ciągle zapisywane z błędem przez ę) od daty, nie od miłości.
Czerwiec. Drugiej Agnieszce z tej historii umiera mama. Agnieszka jest jedynaczką, ma trzy latka. Je truskawki (to dopowiadam, bo czerwiec).
Lipiec i sierpień. Antoni ma dwadzieścia siedem lat. Jest rolnikiem i wdowcem. Zapomniany nieco fakt: mężczyźni w tych czasach sami nie radzą sobie; żałoba po żonie jest legendą: trwa intensywne poszukiwanie.
Wrzesień. Obie Agnieszki, dwudziestoletnia i trzyletnia, noszą teraz to samo nazwisko. Walenty pozostaje przy panieńskim matki. Rodzina jest patchworkowa, nic nie wiadomo o szczęściu.
Z Antonim będą mieli co najmniej siedmioro dzieci. Nastoletnia Agnieszka umrze pewnego lipca. Walenty przeżyje obie wojny światowe. Długo zajmie ułożenie tej rodzinnej sieci.
Jesienią tamtego roku Wenecja powróci do Włoch.

W Wenecji ciepło nocy
Płucze w nocy owoce
I pełne cukrzanej miazgi
Strzepuje jak figi – gwiazdy.
Jarosław Iwaszkiewicz
***
Włochy wtedy dopiero wymyślano, nie sposób do nich wtedy powracać.
PolubieniePolubienie