księgarnia 57/24

Alfredo Cunha, Emigranci z byłych kolonii portugalskich oczekujący na powrót do Lizbony, czerwiec – lipiec 1975, źródło: elordenmundial.com. Zdjęcie powinno być inne – wyobrażam je sobie: stół w jadalni w fazendzie nakryty do kolacji, przy nim zasiada rodzina kolonistów, usługują Afrykanie ubrani w fartuszki i liberie.

António Lobo Antunes, Chwała Portugalii, tłum. Wojciech Charchalis, Noir sur Blanc 2024

1.

W jakiś sposób byliśmy Murzynami innych, tak samo jak Murzyni posiadają swoich Murzynów i ci Murzyni znowu swoich w kolejnych stopniach, schodzących aż do dna choroby i nędzy, kaleki, trędowatych, niewolników niewolników, psy (s. 325) – kilkakrotnie pojawiająca się, niepokojąca fraza przywodzi mi na myśl „Chamstwo” Pobłockiego: kolejne stopnie zniewolenia i pogardy.

Kim byli koloniści w Angoli? Mieszkańcy państwa na marginesie kontynentu, biedni rolnicy i rybacy, gnani marzeniem niekoniecznie o narodowej wielkości, ale o szczęściu, dostatku i stawaniu się kimś. Rozczarowanie to nawet nie jest odpowiednie słowo na to, co się wydarzyło.

Marzenie kończy się w przyciasnym mieszkaniu na Ajudzie z widokiem na port, stocznię i otwarte ramiona Chrystusa Króla na wzgórzu Almady.

2.

Chwała Portugalii. Fraza wyjęta z hymnu, coś jak jeszcze nie zginęła, choć w samym słowie chwała zawiera się więcej: i Henryk Nawigator, i król Sebastian, który może kiedyś powróci z afrykańskiej wyprawy.

To bardzo przewrotny tytuł. Kryje się za nim proza tak lepka, że lektura zajmuje mi kolejne dni i tygodnie. Okładka nabiera wgnieceń i zagięć, pakowana do tylu toreb i podróżnych bagaży. Gęsta od słów, od przeplatania narratorów i czasów akcji. Zapis owego więcej-niż-rozczarowania.

Fraza Antunesa ma w sobie coś z powstańczego Białoszewskiego. Może nie jest tak pełna dźwięków, ale podobnie ekshibicjonistyczna i naturalistyczna.

Historia upadku rodziny z jednej z angolskich fazend, opowiadana przez autora nie ma w sobie nic z dydaktyki, to raczej wiwisekcja absurdu, nienawiści i izolacji. Chwała w praktyce.

3.

Zaczynałem rok ciężką lekturą dokumentalną o portugalskich wojnach kolonialnych, pisaną z perspektywy weteranów, w której Angola jawiła się jako utracony mit. W „Chwale Portugalii” nie ma mitologii, jest wielkie grzęzawisko, z którego nie da się uciec (a nawet ucieczka do Lizbony okazuje się trwaniem w tym samym miejscu).

Dodaj komentarz