
Anna Dobrowolska, Nie tylko Chałupy. Naturyzm w PRL, Krytyka Polityczna 2024
To przygnębiająca książka – dziwnie pisać takie zdanie w kontekście niefikcji i to jeszcze niefikcji dziejącej się w czasach pokoju. Książka o plażowaniu powinna być przecież lekka.
Na algarwiańskich plażach wygląda to tak (być może swobodę tłumaczą znaczne odległości pomiędzy plażującymi): ubrani, półubrani i nadzy bez różnicy. Nikt nie chowa się wstydliwie, nikt nie oburza się niemoralnością widoku. Ocean opiekuńczo opatula wszystkich.
Żyjemy dzisiaj w czasach Nowej Pruderii, której wojownicy wzywają do ikonoklazmu: próbują chować do muzealnego magazynu choćby Balthusa. Przyzwyczailiśmy się, że oko patrzące na nagie ciało to oko zwyrodnialca. Nie do pomyślenia są dziś zdjęcia, które publikowano wówczas w prasie – za duży na nich ciężar dodatkowych znaczeń.
Książka Dobrowolskiej opowiada o późnym PRL-u, gdzie nagie plażowanie albo wymaga interwencji biskupa (ach, ta korespondencja urzędów spraw wewnętrznych z prześladowanym kościołem!), albo zamienia się – w żenujące z dzisiejszej perspektywy – soft porno. Nagość jest więc zawsze jakaś, nigdy bezinteresowna.
To, że siedzisz na kocyku bez ubrania, chcąc nie chcąc, staje się ideologią (chyba że wybierzesz się na plażę w Algarve, por. wyżej).
