
Wrzesień nr 3
Wróżby. Śnił mi się Brzeg, w województwie opolskim, a potem przyszła powódź.
W naszej miejscowej małej katastrofie wyschła rzeka, inne za to przybrały.
Widziane w słońcu. Maleństwo. Nachylają się nad nim, nic nie wiedząc, młodzi rodzice. Wrzesień. Autobus sto trzy z przystanku Szpital Bielański na przystanek Życie.
Starsi państwo z walizką oczekują pod blokiem. Jest za wcześnie, ale rajzefiber. Starsza pani z miotłą pyta: dokąd jedziecie? Odpowiadają: nad morze. Taksówka wjeżdża Starej Baśni.
Przygarbiona staruszka opowiada: ten dwukółek, który pcham, to moje serce. Wbrew idę na spacer. Padają kasztany. Miarowo przezroczyste rurki prowadzą powietrze. Z każdym krokiem jaśniej.
Niezbieranie. – Przynajmniej nie pleśnieją – stwierdza A., kiedy dzielę się niepokojem związanym z kasztanami. Co rano patrzę na miazgę z nich, sięgając do pustych kieszeni.
Oglądanie „Pana Tadeusza” Wajdy. Ta literatura nie jest wielka i w sumie tylko geniusz mógł zamienić ją w film wybitny. Wajda dobrze wyczuwa, że dla autora był to projekt psychoterapeutyczny. Ten paryski pokoik, w którym siedzą podstarzali bohaterowie epopei, a poeta czyta im swoje przemyślenia, czyż nie jest przodkiem gabinetu terapii grupowej? A może, słuchając po raz któryś zwierzeń Mickiewicza, zamienili się już w chochoły?
To literatura narcystyczna, żeby nie powiedzieć gorzej, zupełnie ksobna – i gdy się równocześnie czyta Hemingway’a dobrze widać na czym polega różnica w uniwersalności.
Na dodatek, lata pracy w polskości, doprowadziły do tego, że moim ulubionym bohaterem został Hrabia.
Lato po Ag. Kiedy zapominanie idzie szybciej niż myślałem, fejsbuk zaczyna dręczyć mnie moimi rozstaniami. Zjawia się więc (proponowani znajomi) N., i jeszcze A.M., której listy dotąd przechowuje. Jakby nie minęło ćwierć wieku i nie stało się prywatną literaturą.
