
Ostatnie dni sierpnia
1.
To, że jest trzydzieści jeden, to wcale nie oznacza, że nie jesień. Podobnie jak uczą na religii o niebie, jesień to stan, a nie pora roku. Więc może i trzydzieści dwa, ale ciepły zmierzch sierpniowy już cię dusi. I tęsknota.
2.
An., choć jej tego nie powiem wprost, przypomina mi czasem buddyjską mistrzynię. Siedzimy na Żoliborzu, ramen nam zmarzł (jesień) a An. przepowiada koany. Jak ten o lamparcie na drzewie (to znaczy o niepotrzebności kolekcjonowania kolejnych wrażeń). Potem, długo potem, myślę, czego właściwie chcę od życia. Na drzewach wiszą budki dla ptaków.
3.
Z tej niemocy czas spędzam studiując listę berlińskich cmentarzy. Krążę mapą po kolejnych dzielnicach. Cmentarze zbijają się w stadka, po kilka obok siebie. Odnajduję Pechsteina, potem Schmidta-Rottluffa. Szukam Muellera.
Mueller pozostał na Grabiszyńskim w Breslau i tam go zastała wojna, i śmierć druga.
4.
(Cały czas się przepychają po Krakowskim, z przewodnikami „Polonia”, ciągną swoje dzieci do syrenki i makdonalda. Tam ich zastaję całymi rodzinami).
– Kopernik?
– Nie, chyba nie Kopernik.
– Może Mickiewicz? Kopernik trzymałby globus.
