
Ignacy Dudkiewicz, Pastwisko. Jak przeszłość, strach i bezwład rządzą polskim Kościołem, Agora 2024
Polskich katolików przypadki
W konkursie na najkrótsze (i najsmutniejsze) opowiadania, to w którym wygrywa rzekomy Hemingway ze zdaniem Na sprzedaż: dziecięce buciki, nigdy nienoszone, Dudkiewicz – zdaje się nieświadomie – zajmuje wysokie, drugie miejsce z wypowiedzią: „Znam przypadki, gdy z szafy zmarłego księdza, wypadały biskupie insygnia. Bo już miał obiecane, już zaraz miało się udać”.
Przygnębiające jak, zresztą, cała książka.
W sumie nie dowiedziałem się z niej nic nowego, ale za to usystematyzowałem przeczucia i zebrałem wszystko, co się we mnie kłębi względem kościoła. Szczerze podziwiam autora, że mając taką insajderską wiedzę, nadal trwa zaangażowany w środku. Ja nie potrafię. Ktoś kiedyś zarzucił mi, że pisząc o biskupach per pan, nie okazuję im szacunku. Po „Pastwisku” czuję się w pełni usprawiedliwiony.
Dudkiewicz rozprawia się – znowu nie jestem pewien, czy z premedytacją – z legendami dobrych biskupów i otwartych księży. Lubiane postaci, takie jak Ryś, posiadają bowiem rodzaj immunitetu, który można streścić sentencją „car dobry, bojarzy źli”. Sam zresztą przez wiele lat byłem pod urokiem biskupa Życińskiego, co chroniło mnie przed przyjmowaniem do wiadomości zarzutów o jego współpracy z SB, czy jego roli w sprawie betanek (celem diecezji okazało się odzyskanie nieruchomości, nikogo nie interesował los zmanipulowanych zakonnic). O byciu pod urokiem Papieżopolaka nie wspomnę. Czas pokładania jakichkolwiek nadziei w biskupach – również tych fajnych – minął (s. 688) – podsumowuje autor.
„Pastwisko” uruchamia we mnie ten sam mechanizm, co „Najlepsi katolicy pod słońcem„, tyle że à rebours. W końcu stwierdzenie o byciu wyspą prawdziwego, tradycyjnego, wiernego źródłom i tradycji katolicyzmu, otoczonego morzem relatywizmu albo herezji (s. 672) mogłoby znaleźć się w charakterystyce Cullenowskiej Irlandii, ba, trzydzieści lat temu pasowałoby tam o niebo lepiej, nawet pod względem geograficznym.
Wymieranie, katastrofa, rozkład: Dudkiewicz zapisuje je na żywo, w dialogu (a czasem monologu) z różnymi postaciami polskiego kościoła.
Wśród nich jest jezuita Kołacz, wypowiada się na sposób wyważony z dozą empatii, której wyraźnie zabrakło mu, gdy z bolszewicką zaciekłością – jako prowincjał – wyrzucał z Opola ojca Grzegorza Kramera.
Gorzka pigułka z tej książki.
