
Annie Ernaux, Ciała, tłum. Agata Kozak, Czarne 2024
Trzy są w „Ciałach” słowa-klucze opisujące zdarzenia, które dotykają ich bohaterkę. W języku fizjologii i medycyny brzmią sucho i beznamiętnie: aborcja, defloracja, bulimia. Wszechwiedzący narrator mógłby je wprowadzać do niezliczonych fabuł, przypisywać kolejnym postaciom. Ale tutaj są one jakby pod mikroskopem, odnotowane w pierwszej osobie liczby pojedynczej.
Najważniejsze w tryptyku Ernaux jest jednak eksperymentowanie nie z ciałem, a z upływem czasu. Sama autorka podsumowuje swój cel badawczy pod koniec drugiej części:
Zbadać rozziew między oszałamiającą realnością tego, co się dzieje, w momencie, kiedy to się dzieje, a dziwną nierealnością, jakiej nabiera to, co się zdarzyło (s. 212).
Tamten ja ze starych dzienników, ten ja, który usiłuje je teraz odszyfrować. Kiedyś zdarzało mi się, że wracałem do domu i zamykałem się w pokoju, aby szczegółowo zapisać dzień. Zamienić się w tekst. Znowu Ernaux:
Zaczęłam robić z siebie postać literacką, kogoś, kto przeżywa rzeczy tak, jakby miały kiedyś zostać opisane (s. 204).
Nieuzasadnione poczucie, że w tekście jest się prawdziwszym niż naprawdę.
