
Andrzej Muszyński, Koncertina, il. Sarwat Matuk, Cyranka 2023
1.
Tylko, żeby wojny nie było – mówi na obiedzie Kr. Parę minut wcześniej przeczytałem ustęp „Koncertiny” opowiadający o syryjskim dokumencie pokazującym jak – w ciągu kilku dni w jednym mieście – wybucha wojna. Halo, halo, tu Warszawa i wszytskie rozgłośnie – powtarzała komunikat Z. czterdzieści lat później.
Zawsze się żyje w międzywojniu.
Pisze Muszyński: Wojna w Syrii wybuchła wtedy, kiedy ludzie na świecie powszechnie zyskali dostęp do telefonów z funkcją nagrywania filmów wideo (…) Nie było w historii lepiej udokumentowanej wojny. Wystarczyło wejść na You Tube’a i obejrzeć sobie rzeź na żywo (s. 127). Dopiero potem przyszła Ukraina i Gaza, setki mikroświatów uchwyconych okiem ajfonów i samsungów, rolki z bombardowanych budynków i masakr na stacjach kolejowych, i te najstraszniejsze: lajfy tworzone przez dzieci, które nie mają szansy, aby stać się dorosłymi.
Oswoiliśmy wideo z wojny, tak jak się oswaja inne gatunki filmowe. Coś pomiędzy melodramatem a gore. W momencie, w którym oswoiliśmy, przestało na nas działać.
2.
Wojny przypominały nałożone na siebie warstwy (s. 65).
„Koncertina” jest książką wbrew wyjątkowości. Po tytule spodziewasz się kolejnego moralitetu o polsko-białoruskiej granicy, ale akcja szybko z Sokółki przenosi się do Damaszku.
Obca jest wojna, obcy są ludzie przez nią wygnani i pochowani po lasach i bagnach, ci, do których docierają nasi nowi, pokiereszowani sprawiedliwi.
Obcość, której nie rozumiemy. Podróż do Maroka – pierwsze zetknięcie autora ze społecznością muzułmańską. Czytam o niej planując kolejną Podróż i to w sam środek ramadanu.
Kolejne przypadkowe zdarzenie w historii ludzkości, kolejna granica, na której płacz. Jeśli się wyjdzie poza teraźniejszość, dostrzeże się na niej naszych dziadków, nas samych, nasze wnuki.
Zawsze się żyje w międzywojniu (pamiętaj!)
Wyłowione z anonimowego tłumu syryjskie rodzeństwo: Muszyńskiemu nie chodzi o ckliwą historyjkę, która nas wzruszy. Opowieść jest o nas, którym się na szczęście udało nie urodzić w Syrii w czasach, kiedy nadciągnęła wojna.
3.
Szukam koncertiny. Dlaczego zwoje drutu kolczastego tak melodyjnie brzmią kameralnym Brahmsem albo Schubertem? Kojarzą się dokładnie z różem i fioletem z okładki książki.
Wikipedia prowadzi mnie, a jakże, do rozmokłych jak białowieskie bagna okopów Wielkiej Wojny, matki przyszłych wojen. Walijczyk Bernard Adams wspomina (w roku 1917 a więc wspomnienie jest świeże, właściwie relacja) niezliczone zwoje drutu kolczastego przemieniające się w koncertyny dzięki prostemu rozwijaniu ich wokół i wokół siedmiu sterczących z ziemi kołków (1).
Koncertina w koncertynę (polszczyzna niesłusznie proponuje to rozróżnienie): ręczną harmonię wygrywającą skoczne piosenki na wiejskiej zabawie.
Radośnie się żyje w międzywojniu.
4.
Epilog:
Teraz już nie ma barbarzyńskich wywózek do lasu, teraz są europejskie i demokratyczne. Nie bronimy się przed obcymi, którzy jak robaki niosą tyfus, ale chronimy cywilizację zachodnią. Za tej władzy tak wiele się zmieniło i tylko nadal, tak samo, żyjemy w międzywojniu.
Przypisy:
1. „Concertina wire”, en.wikipedia.org
