dziennik podróżny 14/23

Stawiają się polskości

Olsztyn z tramwaju w deszczu

Lubię poniemieckie miasta, opór ich tkanek wobec bylejakości. Szorstka ceglastość, ordynek Bauhausu, fantazje secesji i eklektyzmu, milcząc jak zamurowane, stawiają się polskości. A ja w polskości robię po pachy i ledwo dycham.

Okno hotelu na biurowiec

Mam ich wszystkich w swoim akwarium: molinezje, gupiki, kardynałki, welonki. Przeskakują po pięciu piętrach klawiatury, nachylają się nad monitorami, niespokojni, ruchliwi, czasem któryś wstanie. Zostawiam im włączone światło.

Kiedy wracam późnym wieczorem, nadal pracują. Tylko na pierwszym jakaś samotna postać w przygaszonym świetle ściera mopem ślady minionego dnia.

Nasz zimny ojciec

Proszę Państwa, mówi podniosłym głosem pani przewodniczka a autokar mija właśnie byłe lądowisko zeppelinów, wszystko to ukształtował Lądolód.

Jestem jej wdzięczny, że geologię bardziej docenia niż historię.

(Zapisane kiedyś: Obchodziły nas raczej epoki niż dziesięciolecia. To było pięćdziesiąt milionów lat temu – machnął ręką przewodnik jaskiniowy tak jakby to było wczoraj albo przedwczoraj).

Sześć sklepów z tanią odzieżą

Z bedekera

Heilsberg. Miasteczko było niewielkie, ale urokliwe i nawet nie przeszkadzały socjalistyczne bloki przez jakiegoś olbrzyma wrzucone w stare miasto. Bardziej już raziły imiona ulic (skąd Kasprowicz na Warmii?) Liczyło co najmniej sześć sklepów z tanią odzieżą, trzy z bielizną oraz cztery drogerie (czy ktoś opisywał już miasteczka, kierując się ich ofertą handlową?). Księgarnia (była tam księgarnia!) informowała kartką na oknie, że można w niej kupić mangi.

Mogą zaludniać koszmary

Nie wierzyć poetom i biskupom

Pierwszych podejrzeń nabrałem, gdy Dziecko uczyło się śpiewać Święta miłości. Nabyty sceptycyzm podpowiadał, że nie żal żyć w nędzy, nie żal i umierać zajeżdża propagandą i wskazuje raczej na obowiązki innych niż na autora.

Akurat wszystko tu było Krasickiego: zamek, oranżeria, biurko, rękopisy, nawet zamówiona galeria przodków o zimnych, marmurowych oczach, którzy mogą zaludniać koszmary. Mżyło, gdy lustrowałem go pod jego pomnikiem:

Order Orła Białego, Order Orła Czarnego, Order Orła Czerwonego.

(Na tyle żal było żyć w nędzy i żal było umierać, że autor zadomowił się na dworze króla pruskiego, który w roku upadku umiłowanej ojczyzny zaoferował mu tytuł prymasa).

Eufemizm parę pięter pod

Tropy

Lista nazwisk tutejszych biskupów brzmi jak podręczna historia nepotyzmu: Batory, Waza, Leszczyński. Byli to dobrzy władcy, którzy nie skazywali swoich wrogów na śmierć, tylko na eufemizm.

Eufemizm brzmiał komnata zapomnienia i znajdował się parę pięter pod oratorium (kolejny eufemizm oznaczający sekretne rozmowy). W owej komnacie spuszczani na linie przeciwnicy biskupa spędzali końcówkę życia, zastanawiając się nad peryfrazą i hiperbolą.

Zaraził Joba wrzodem

Anonimowa rzeźba Hioba ze szpitala heilsberskich katarzynek

Jakby na niego zrzucić wszystkie nasze klęski.

A przecież nie jest zbawicielem jak ten, co przyjdzie po nim (niańczy go tuż obok nastoletnia dziewczyna o pozłacanych włosach, pod okiem surowej matki, Hannah, specjalistki od banalnego zła).

Na mapie jego ciała zamiast dolin i równin, są tylko zaznaczone wulkany cierpienia.

– Módlcie się za nami, wybuchła wojna – ktoś wyskrobał na ścianie zamku roku pańskiego MCDLIV, wspomina pani przewodniczka. – Módlcie się za nami – ktoś opowiadał jak uciekali wiele lat później przez zamarznięty zalew, żeby dostać się na przepełniony statek.

Wszystko to wie już Hiob, wyrzeźbiony z męki.

Wyszedłszy tedy szatan od oblicza Pana, zaraził Joba wrzodem bardzo złym od stopy nogi aż do wierzchu głowy (Hi 2,7 w tłum. ks. Wujka).

Pod okiem surowej Hannah

Z „Ballady

Siedzi matka w małym cieniu na ławce. Śpiewa kołysankę. Myśli, ile dziatek pochowała do tej pory. Nie pamięta imion, które pierwsze, jak je ubierała.

(Niepodpisany obraz w Muzeum Warmińskim jest jednym z najbardziej wstrząsających w historii polskiego malarstwa).

W małym cieniu

Nic ponad przyjemności

Oczywiście należało w kapsule czasu umieścić urzędowy list burmistrza, kreisrata i paru innych dygnitarzy. Nikt dzisiaj nie pamięta o ich patetycznych wynurzeniach. Co innego butelka, w której majster i robotnicy umieścili swoje przesłanie do przyszłych pokoleń:

Zamurowaliśmy już wiele pism, których musicie poszukać. Dzisiaj przybył cyrk Sohns, nasz August Grumensberg jest zazdrosny o latającego krokodyla (…) poza tym żyjemy w spokoju i wesoło, bo nic ponad przyjemności. Najważniejsze dla nas młodych są pieniądze i kobiety, bądźcie wszyscy szczęśliwi i pomyślcie o nas, jak znajdziecie tę kartkę.

Nim za pięć lat wybiorą szaleńca, za jedenaście wybuchnie wojna, za siedemnaście – zginą lub zostaną wygnani – zapamiętaj sobie – nic ponad przyjemności.

Bo nie wiesz, co cię czeka.

Posłowie

Pan robi dziwne zdjęcia. Od pewnego czasu się przyglądam – mówi mi znajoma. Gdyby pani wiedziała, co ja piszę – obmyślam ripostę.

Dodaj komentarz