księgarnia 56/23

Jerzy Nowosielski, Akt we wnętrzu, ok. 1965, kol.pryw., źródło: sda.pl. „Marta jest klimtowska” pisze Bufalino w apendyksie, ale nie potrafię jej odnaleźć pośród złotych fresków wiedeńczyka. Nie, o wiele bardziej pasują malarze dotknięci przez wojnę. Szukałem u Wróblewskiego, natrafiłem na Nowosielskiego, w świetle jakby przywiezionym z palermitańskiego lata.

Gesualdo Bufalino, Opowieść siewcy zarazy, tłum. Elżbieta Jogałła, Austeria 2023

1.

Szpital nazywa się Ospedale Ingrassia i żółty człowieczek pozwala go wyszukać w piniowym zagajniku przy drodze z Palermo w górę, do Monreale. Tramwaje przestały tamtędy jeździć zaraz po tym, gdy bohater ostatni raz zjechał do miasta z sanatorium-kliniki-poczekalni na śmierć.

Sycylia opowiada o śmierci – notowałem kiedyś. U Bufalino, w jego gęstej, przypominającej krwawą plwocinę umierającego, narracji, śmierć występuje w wysokim stężeniu. „Opowieść siewcy zarazy” to dziennik skazańca, jedynego, któremu udzielono łaski. Sposób narracji, słowa, jedyne, którym ufa, stają się usprawiedliwieniem.

2.

Czy opowieść ocalonego jest więc triumfem życia, literaturą na przekór freskowi z triumfującą śmiercią, o którym wspomina się w książce (on także ocalał z alianckich bombardowań Palermo)? Czy jednak w wyznaniu głównego bohatera nie czai się zdrada wobec współskazańcow, na których wykonano wyrok?

Kiedy ucieka z Martą, już wie, że nie dochowa jej wierności: ucieczka staje się jej ostatnią podróżą. On ujdzie cało, czego nie wyzna ukochanej, łudząc ją wspólnym losem. To raczej uczynek miłosierdzia niż świadectwo miłości. Później nie może opłakiwać jej śmierci, bo zbyt raduje go własne ocalenie.

Jakby sprawdzały się słowa Marty, które w tym momencie mógłby powtórzyć samemu: tylko ja jestem prawdziwy i taki będę, póki żyję. Wy wszyscy jesteście tylko bladymi za rysami fikcyjnych postaci, których oddechy i głosy zaledwie do mnie docierają. Historia dotyczy jedynie was, ja nie wiem, co znaczy historia. Zrozum, wśród miliardów lat przeszłych i przyszłych nie znajduję ważniejszego wydarzenia niż moja śmierć. Wszystkie te rzeźnie, dryfowanie kontynentów, wybuchy gwiazd to betka (s. 151).

Wybaczyłbym mu jego zachowanie, gdyby nie to, że ocalony, paląc dzienniki dziewczyny, zabiją ją powtórnie. Doczekawszy jej śmierci, obrabował ją z życia. Odtąd Marta jest tylko fragmentem jego opowieści. To on ją zapisze. W każdym istnieniu (…) kryje się ziarno alegorii i fikcji (s. 134).

3.

Z tych strzępów słów wyłania się Marta. To mógłby być poemat miłosny, ta książka ukrywająca swoją główną bohaterkę. Pisana na Skale nowa Pieśń nad Pieśniami:

Śniłam również o nim, ale nie były to piękne sny. Często w nich umierałam, z kostkami i nadgarstkami przywiązanymi do żelaznego łóżka, zbrukana, zdeptana wielkimi buciorami, jak trawa przy torach, ja z moim białym łonem, z perwersyjnym dziewictwem dziecka (s. 95).

Dostrzegamy w Marcie znacznie więcej niż narrator, co czyni jej postać jeszcze bardziej tragiczną. Żydowskie nazwisko, obóz, ciągnące się oskarżenie o zdradę (kapo), związek z esesmanem (który tak naprawdę mógł być dla niej formą ratunku), hańba, ucieczka, choroba. Tylko ja jestem prawdziwa i taka będę, póki żyję.

Tańcząca dziewczyna, która chciała żyć.

4.

Szpital Ospedale Ingrassia należał wówczas do tych ponurych przybytków, których znaczenia my – szczepieni BCG – już nie rozumiemy. Rozdzierane kaszlem izolatoria za miastem, skąd tylko nieliczni wyjdą ozdrowieni, słoneczne tarasy, promienie Roentgena, w gąszczu korytarzy albo drzew ukryta kostnica.

Kolejne pokolenia posiądą własne choroby. Pod białymi prześcieradłami wychudzone ciała, wczesne lata osiemdziesiąte, Nowy Jork. Maszyny tłoczące miarowo tlen, lata dwudzieste kolejnego wieku, szpital Jana XXIII w Bergamo, Lombardia.

Dodaj komentarz