
Joanna Kuciel-Frydryszak, Chłopki. Opowieść o naszych babkach, Marginesy 2023:
Zdaje się, że to Kacper Pobłocki w „Chamstwie” sugerował przenoszenie się relacji pan – chłop na chłopską rodzinę. W jej wypadku mężczyzna odgrywał rolę pana a jego stosunek do żony i dzieci opierał się na przemocy i praktycznym ubezwłasnowolnieniu pozostałych członków (członkiń) rodziny.
Można narzekać na metodologię „Chłopek”(1), choć nie jest to praca stricte naukowa, niemniej Kuciel-Frydryszak konsekwentnie buduje ludową herstorię Polski i chwała jej za to. Co więcej, lektura zmusza do grzebania we własnej rodzinnej historii i stawiania pytań o jej kobiece bohaterki (nie, nie, tym razem jeszcze daruję wszystkim swoje familijne rozważania).
Ludowa herstoria w „Chłopkach” rozprawia się z kilkoma popularnymi tezami. Pierwszą, zarazem ulubioną, jest oczywiście wizja Polaków jako wielkiego szlacheckiego rodu. Dopiero nurt ludowej historii zajął się na większą skalę (czyli poza rozważaniami specjalistów) kwestią eliminacji z dyskursu klas niższych, czy opisywanien historii szlachty jako historii Polski. Dla funkcjonariuszy od historii jest to szczególnie trudne do przełknięcia.
Sielankowy, zapożyczony z romantyzmu obraz wsi sprawiał, że trudno było się pogodzić z obrazami panującej tam nędzy. Tymczasem pozytywistyczne nowele wcale nie opisywały wyjątkowych historii, ale rzeczywistą wiejską, a przede wszystkim dziecięcą, biedę. Antek, Janko, Anielka bliżsi są – choć trudno w to uwierzyć – bohaterom reportażu niż baśni.
Kuciel-Frydryszak koncentruje się na dwudziestoleciu, epoce naszych babek. Staje więc do nierównej walki z arkadyjskim mitem Dwudziestolecia, tak promowanym w ostatnich latach (mea culpa!) Propagandowy Plan Piętnastoletni z 1938 roku traktowany jest jako pewny obraz rozwoju. Zupełnie przy tym pomija się zacofanie polskiej wsi, dla której największą rewolucją stało się wprowadzenie w 1928 roku sławojki. Dla niektórych bohaterów książki pierwszym momentem w życiu, w którym nie zaznawali głodu, okazała się wywózka na roboty do Rzeszy.
Reforma rolna, walka z analfabetyzmem, wreszcie ekonomiczne usamodzielnianie się kobiet – to wielkie osiągnięcia czasów po 1945 roku, w Polsce potomków szlachty traktowane po macoszemu. Tymczasem to dla naszych babek PRL stała się szansą, którą wykorzystywały (Z.: praca w gminnej spółdzielni, wysłanie nieślubnego dziecka na studia; I.: przeniesienie się do dużego miasta, praca w drukarni, potem gazecie, wejście do klasy średniej; E.: praca na poczcie, wejście – poprzez męża, dyrektora szkoły – do lokalnej elity). My z nich.
W części społeczeństwa, zwłaszcza tej konserwatywnej, pojawia się obraz idealnej, wielodzietnej rodziny jako kwintesencji rodziny w ogóle. Tym obrazem przepojone są zarówno kazania panów biskupów, jak i prawicowe dezyderaty polityków. „Chłopki” demaskują idealną rodzinę, nie tylko z uwagi na wpisaną w nią przemoc: fizyczną, seksualną, ekonomiczną, ale również ze względu na zupełny brak wartości życia dzieci: coś, co bardzo przypomina sposób myślenia takich dzisiejszych kreatur jak rzecznik Pawlak. Bóg dał, Bóg wziął: widok dziecięcego cierpienia nie wzrusza, jest czymś oczywistym w porządku świata (2).
Autorce udaje się zrekonstruować pewien – jak to określa – format kobiety wiejskiej w patriarchalnym i religijnym społeczeństwie, przy czym – jak pisze Kuciel-Frydryszak – religia jest tu przede wszystkim narzędziem społecznego nadzoru. Pojawia się oczywiście piekło i grzech, to obawa przed wieczną karą umacnia władzę mężczyzn nad kobietami już od małego:
Rodzice uważają się za zastępców Pana Boga, wymierzają kary, które niczym piekło w przypadku grzechów mają się wydawać dzieciom nieuchronne (…) wychować to znaczy to samo, co wycisnąć na dziecku swoje ja, zniewolić je do uległości wobec starszych, zaprawić do funkcji gospodarczej w rodzinie oraz przepoić religią (s. 76). Być może poza nieobecną funkcją gospodarczą, powyższe zadania wychowawcze nadal pokutują w części (tak, tej części) polskiego społeczeństwa i wpływają na przyzwolenie na przemoc.
W którymś momencie książki pojawia się opis chusty zakładanej przez kobiety na głowę jako wyraz niższej pozycji w hierarchii społecznej i religijnej. Słowa autorki do złudzenia przypominają uzasadnienie dla hidżabu czy czarczafu, podobnych symboli podległości i sformatowania.
Im bardziej gosposia wiejska cierpi z powodu, zmęczenia, przemocy, samotności, nieleczonych chorób, tym bardziej szuka ulgi w religii i tym mniej się buntuje. Formatowanie katolickie programuje ją na cierpliwą, wytrwałą i ufającą, że jej ból i wysiłek zostaną narodzone w życiu wiecznym (s. 139). Odczytuję w tym tekście dokładnie te same zasady, które wpojono E. w domu dziecka albertynek, do którego trafiły po śmierci swoich rodziców w 1948: elementarz wychowania wiejskiej dziewczynki. (I. odrzuciła zarówno religię, jak i, w dużej mierze, swoją rodzinę; Z. do końca życia zachowała zdrowy dystans do nadmiernej pobożności).
Czymś przerażającym (a zarazem oskarżeniem przedwojennej Polski) jest opis stanu higieny i medycyny na ówczesnej wsi. Jeszcze w latach sześćdziesiątych będzie on przerażał redaktorów lubelskiej „Kameny” (3). Autorka „Chłopek” Odwołuje się on do pamiętników lekarzy nadesłanych na konkurs ogłoszony przez ZUS, a które można w części znaleźć w sieci (4). Przebrnięcie przez nie jest, tak myślę, porównywalne z tym, czego studenci pierwszego roku medycyny doświadczają w prosektorium. Same opisy porodów na wsi przyprawiają o gęsią skórkę. Dokładnie w tym samym czasie, gdy kobiety umierają w połogu po siódmym, czy ósmym porodzie, kościół rozkręca krucjatę przeciw aborcji i antykoncepcji. Cierpienie kobiet ma dla hierarchów równie znikomą wartość dziś, co w latach dwudziestych.
Pewnym zaskoczeniem jest także kwestia kuchni, czy szerzej odżywiania. Dieta wiejska znacząco różni się od przepisów, które dzisiaj odtwarzamy ze czcią jako kuchnię naszych babek. Groch z kapustą wcale nie jest jedynie powiedzeniem, ale podstawą posiłków. Kwiatowe i warzywne przydomowe ogródki to wtedy rzadkość. Zaczynają być popularne u chłopów dopiero w latach dwudziestych XX wieku. Ale jeszcze wtedy chłopi na widok pomidora się krzywią (…) Próbowali i z grymasem niesmaku mówili „To jakaś bzianka”. Twierdzili, że pomidory śmierdzą (s. 358). W latach osiemdziesiątych sąsiedzi w ogródku I. przyglądali się ze zdziwieniem bakłażanowi.
Przypisy:
1. „Chłopki” opierają się na różnej jakości źródłach, w większości wcześniej opublikowanych. Ich wybór i hierarchizacja pozostają autorskie, co sprawia, że rozdziały nie są wobec siebie porównywalne, a wnioski bywają oparte o dowody anegdotyczne.
2. Wojna w Ukrainie i eksodus uchodźców pokazują, że zaczyna poruszać nas coś innego: widok zwierzęcego cierpienia. Tak jak byśmy przeszli na kolejny etap rozwoju.
3. „Kamena”, nr 12 z 1960 r.
4. „Pamiętniki lekarzy”, wydane przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych dostępne są we fragmentach tutaj: https://pl.wikisource.org/wiki/Pami%C4%99tniki_lekarzy

3 Comments