
Głos (znowu). Dziecko wyburzyło szopkę, żeby w jej miejscu wybudować świątynię Sarastro. Opowiadam o tym dentystce, którą ostatnio spotkaliśmy w operze: śmieje się i specjalną wkładką zatyka mi usta.
Zakonnice przynoszą szczęście. Dwanaście niepokalanek przy długim stole je ciasto. Z otwartego okna przeciąg podrywa im welony. Tak widzę to, co opowiada J.: piękna filmowa scena jakby z Jarosława.
Dowoli do Woli. Pijemy wino na Woli. Wszędzie te małe ucieczki. Wiele osób zniknęło nam po drodze, wiele zostawiliśmy, ale tutaj pewność. Jeszcze zdążymy na ostatni autobus.
(Na Woli urodził się generał Walter, którego fatalny manewr w pijanym zwidzie, zabił w ostatnim dniu wojny brata babci Z.)
Kosmos. Być może „Zgruzowstanie Warszawy” (wystawa w miejskim muzeum) pomaga rozwikłać zagadkę kosmosu, który pod halą sprzedawany jest jako warszawianka (inna sprawa, że jest onętkiem). W latach 40. uwagę Kobendzów – opisuje twórca – zwróciło zjawisko kwitnienia gruzów. Gdy przyszła wiosna, szare gruzowiska Warszawy zazieleniły się i pokryły kwiatami. Na gruzach w zawrotnym tempie wzrastały takie gatunki jak (…) kosmos podwójnie pierzasty. Czy fioletowy, biały i różowy z żółtymi środkami, o listkach delikatnych jak koperek, dlatego właśnie zyskał nową nazwę?
Odbudowa. W ogóle cała wystawa jest wbrew aksjomatom dzisiejszych funkcjonariuszy od historii. Kiedy można mówić tylko o drugiej okupacji i o wilczętach, tutaj opowiada się o entuzjazmie tłumów oraz wspólnych wysiłkach inżynierów, architektów i historyków. Z niczego coś – wbrew najnowszym podręcznikom.
Pocztówka z muzeum. Kochana Lilu, trochę prowiantów przesyłam – jarząbki, pulardkę, galaretkę, pierniczki, wafle i karmelki i życzę smacznego apetytu. Mama
