
(Marius Borgeaud, Biały pokój, 1924, kol. pryw., źródło: pinterest.com. Poszukiwałem ilustracji do cytatu, który wynotowałem: Ulotność światła, to, że ciągle się zmienia i nigdy nie nieruchomieje ani nie skupia się na niczym, wiąże je z czasem, jest niemal jego wizualizacją (s. 400). Tamtego lata też pisałem o świetle.)
W zeszłym roku ósmego sierpnia obaj zauważaliśmy owoce:
Powrót z dzieckiem wieczorem, ciepłym jak nad południowym morzem. Opadamy z sił i zwijamy się na ławce na Miodowej. Całe szczęście w tamtejszym sklepie sprzedają dobro w tubkach. Dziecko łapczywe jest na dobro o smaku jabłka i gruszki (autor bloga, 08.08.2016).
Dzisiaj jest ósmy sierpnia i na starej śliwie w środku ogrodu, której odstające na boki gałęzie są podtrzymywane podporami, prawie wszystkie śliwki rosnące po południowej lub zachodniej stronie są dojrzałe (s. 405).
Powiem dość nieskromnie: w lekturze „Lata” zauważam to samo co w swoich zapiskach. Oczekiwanie na Dziecko, a potem te pierwsze świąteczne miesiące, kiedy życie po prostu JEST, były niezwykle intensywne i świetliste (tomy „Jesień” i „Zima”). Nic dziwnego, że za ilustrację do recenzji „Zimy” wybrałem ową fotografię Roberta Franka (tutaj).
„Lato”, tom, w którym najmłodsza córka autora jest nieco starsza od naszego Dziecka, przestaje być taką manną-hosanną. Nie ma w nim już tego świeżego zachwytu, tego światła. Słownik spisywany dla córki okazuje się w nim ucieczką w formę. Być może zabrakło dla niego haseł, być może literatura nazbyt oddzieliła się od życia. Powyższą tezę potwierdzają fragmenty dziennika, w którym nieoczekiwanie zmienia się narrator.
Tylko małe perełki: te zapiski z dziennika, kiedy ojciec pisze o dwulatce a wówczas ja bezwiednie zaczynam myśleć o Dziecku. Albo jeszcze te fragmenty o ośmioletnim synku, kiedy wyobrażam sobie jak to będzie za kilka lat.
